W drugim tekście z cyklu „Evergreeny” cofniemy się o parę lat, mianowicie do najlepszego roku dla polskiego rapu: 2005. Tak, to 2005 był najlepszym czasem dla polskiej sceny, a tezę tę rozwinę za jakiś czas w tekście na ten temat.
W tymże sławetnym roku wyszedł drugi materiał warszawskiego Szybkiego Szmalu. Częściowo rozumiem fakt przespania tej płyty, ponieważ kto chciałby słuchać wypocin typów, którzy nagrali „Enziskenzis”?
W tymże sławetnym roku wyszedł drugi materiał warszawskiego Szybkiego Szmalu. Częściowo rozumiem fakt przespania tej płyty, ponieważ kto chciałby słuchać wypocin typów, którzy nagrali „Enziskenzis”?
Niestety, reperkusje chujowego debiutu były oczywiste –
płyta została wydana własnym sumptem, z marną promocją i nie zmieniły tego
nawet propsy na skitach od czołówki sceny (i wtedy jeszcze szanowanego Flinstona).
Sama płyta w odniesieniu do polskiej sceny jest czymś
naprawdę niezwykłym. Nie ma w Polsce produkcji, na której udziela się wokalnie aż
tylu gospodarzy, przy czym każdy z nich prezentuje przynajmniej solidny poziom
rapowania (a tutaj w większości jest to poziom bardzo dobry, lub wyżej). Należy
zaznaczyć również fakt, iż w tej ekipie nikt się nikim nie „inspiruje”, jak to
bardzo często bywa w takich kolektywach.
To właśnie ta różnorodność stylów jest główną siłą płyty. Tracklista jest ułożona nieszablonowo, dzięki czemu nie spotkamy się tu z upychaniem na siłę
każdego członka zespołu do każdego jednego utworu, albo ułożeniem zwrotek wg
określonego schematu. Ten zabieg eliminuje ewentualne znużenie do zera.
Bardzo mocną stroną są też podkłady, za które w większości
odpowiada Szogun, a po odsłuchaniu płyty jednym z pierwszych skojarzeń z nazwą
„Szybki Szmal” będzie oczywiście „Benger”. Na projekcie dominuje brzmienie
południowe z okresu, kiedy powstał. Jest też parę spokojniejszych bitów
(m.in. autorstwa Kixnare’a), jednak są one w zdecydowanej mniejszości.
Tekstowo raczej kręci się wokół dissowania polskiej sceny,
picia, zaliczania dupeczek, jarania i stanów po nim, oczywiście, są też inne
tematy, ale jak spokojniejsze bity – są one w mniejszości. I w tym momencie następuje paradoks,
bo teoretycznie nad taką tematyką nikt się nie rozpływa, jednak tutaj sposób
napisania i podania + bity + mieszanka stylów sprawiają, że chce się tego
słuchać. Do tego dochodzą fajnie dobrani goście (Mes!).
Instant klasyk. A i tak, w najlepszym wypadku co drugi
słuchacz zna z tej płyty co najwyzej track z Mesem i to tyle. Zasadniczo to tę produkcję
równie dobrze można byłoby umieścić w serii „Przegapione” oraz „Niedocenione”.
Szkoda.
10/10
"sieniu do polskiej sceny jest czymś naprawdę niezwykłym. Nie ma w Polsce produkcji, na której udziela się wokalnie aż tylu gospodarzy, przy czym każdy z nich prezentuje przynajmniej solidny poziom rapowania (a tutaj w większości jest to poziom bardzo dobry, lub wyżej). "
Wrooclyn Dodgers
hahahah 2005 rok najlepszym dla sceny. dla mnie to rok stagnacji i to w tym roku w ślizgu mozna było przeczytać artykuł o końcu hip-hopu w pl
2005 najlepsze lata kurwo!
CZEKAM NA COŚ O MIXTEJPIE FANDANGO
ŚLIZG UMAR WIEC ZAMIAST PIERDOLIC GLUPOTY O TYM ZE 2005 ROK NAJLEPSZY W PL HH TO ODDAJ SLIZG OK? TO WAŻNE
ee tam pierdolisz z tym zapomnianym albumem, wiekszość ludzi, którzy wtedy słuchali rapu zna ten mixtape. Sam swego czasu ostro się nim jarałem, zwłaszcza Najebką Nocy Letniej, Coooo i Chamstwem. Szkoda, że Benzyna taka słaba była. A jak Ci brakuje takich klimatów to sprawdź solówkę Łysonżiego, bo to w zasadzie jest płyta całego SzSz, w zasadzie na każdym tracku jest kilka featów ludzi z tej ekipy.
płytę łysonżiego znam, ale ona wyszła 3 lata temu
łysonżi to wack ultra, nie wiem po co go mały esz esz brał na genialną solówkę. a właśnie - jako przegapioną daj 'bez zabezpieczen'
I NAPISZ COS O ŁANSZOCIE GIMBOJA
I DISA NA FLINTSTONA TU NASKROB