29.05.2012

Kali - Gdy Zgaśnie Słońce [2012]

5 komentarze
 Przeciętny polski słuchacz z pewnością nie zdawał sobie sprawy, że w skład Firmy wchodzi ktoś oprócz słynnego w pewnych kręgach duetu Popek & Bosski. Poza tą dwójką krakowski skład tworzą także (równie znany, co wymienieni wcześniej) Pomidor, Tadek, oraz do niedawna Kali. I to właśnie ten ostatni w strzępkach materiału, którego gdzieś-tam słuchałem rokował większe nadzieje na przyszłość.

Raper po odłączeniu się od Firmy wydał już jedną płytę, jednak przesłuchanie „50/50” przerosło moje możliwości. Owszem, było tam wielu gości, którzy mieli za zadanie urozmaicić tę przydługą produkcję, jednak nawet to nie uratowało słuchalności płyty. Tamtą płytę potraktowałem jako „wystrzelanie” się z tracków i rozpoczęcie indywidualnej kariery, jednak zaznaczam, że znam ją pobieżnie.

Wreszcie nadszedł czas na solową (w pełnym tego słowa znaczeniu) płytę Kaliego. Oczywiście, że nie czekałem na jego płytę „z katangą w ręku”, jednak kiedy wreszcie wyszła to oczywiście nie omieszkałem się jej odpalić.

Nie miałem zbyt wygórowanych oczekiwań, jednak liczyłem PRZYNAJMNIEJ na poziom zaprezentowany w utworach takich jak „Jeden Buhh” czy też „Rebab”. Oczywiście przeliczyłem się.

Kali niby nie zwodzi, jednak nie próbuje nawet minimalnie wzbić się ponad przeciętność. Śpiewne refreny, z których do tej pory był znany, zlewają się z wymienioną wcześniej przeciętnością i tak przez całą płytę. Bardzo żałuję tego niewykorzystanego potencjału. Wyjątkiem od tej reguły może być jedynie utwór „Haj”, idealny do palenia.

 Na majku nie ma tragedii. Jak wspomniałem wyżej, Kali korzysta ze swoich atutów i nie duka do bitu, jednak nawet nie próbuje przekuć ich na bezdyskusyjne zalety. Z drugiej strony ulicznik, który rapuje, a nie duka, to swego rodzaju unikat…

Tekstowo nie pojawia się nic nowego: standardowa, uliczna tematyka. Jestem daleki od hejtowania ulicy jako motywu przewodniego, po prostu jest to pewien nurt w rapie, na który jest zarówno popyt, jak i podaż, więc biznes się kręci. Czym innym jest napinanie się na siłę i pozowanie na wielkiego syna ulicy, czym innym jest szczerość w tekstach, a tej Kaliemu odmówić nie można. Dowodem na to jest z pewnością utwór „Koń Trojański”, który jest dissem na wszystkich pseudo uliczników, co bardzo się chwali.

O bitach tak naprawdę nie ma co pisać, po prostu są i grają sobie gdzieś tam w tle. Tworzą dobre dopełnienie mrocznego klimatu, miejscami są nawet dobre, ale w żadnym momencie nie mogę przypisać im określenia „bardzo dobre”, nie mówiąc już o „sztosy”. Nie stawiam tego ani po stronie plusów, a nie po stronie minusów, ponieważ np. kawałek „Żegnaj” na innym podkładzie byłby zupełnie innym utworem.

Nie będę wkręcał, że Kali ma nie wiadomo jaki potencjał, bo zwyczajnie tak nie jest. Wprawdzie posiada on zdolności do nagrania przynajmniej solidnej płyty, jednak tutaj o takowe nawet się nie ociera. Dla mnie zawód, dla większości zapewne wszystko zgodnie z oczekiwaniami

4/10


5 Responses so far

  1. schwarz says:

    słyszałem jakiś jeden singiel, nie przekonał mnie i widzę, że się nie myliłem. Okładka nawet fajna.

    Może byś Kaaban do evergreenów powrócił? Mógłbyś np sobotaż zrecenzować, bo mówiłeś że Gorączka... Ci się podobała

  2. Anonimowy says:

    czegoś ci brakuje Kaaban od jakiegoś czasu. Sucha recka, same fakty. Potrzebujesz czegoś ciekawego, zabawnych wstawek, kpienia z kogoś lub czegoś podobnego, tak jak wczesniej.

  3. kaaban says:

    nie ma tutaj z czego kpić, he he

  4. Kaban nie lubie cie, dobrze ze sie wyjebałes ze slizgu, ale dzieki ci krasnalu za zjechanie tego marnego albumu. Jak bedziesz mial reklamy na blogu to w zamian za to klikne zebys hajsik zdobywal.

  5. ps. oczywiscie nie czytałem, tylko spojrzalem na ocene.

Leave a Reply

Kategorie