18.05.2012

Szybki Szmal - Mixtape 2005 [2005]

9 komentarze

W drugim tekście z cyklu „Evergreeny” cofniemy się o parę lat, mianowicie do najlepszego roku dla polskiego rapu: 2005. Tak, to 2005 był najlepszym czasem dla polskiej sceny, a tezę tę rozwinę za jakiś czas w tekście na ten temat.

W tymże sławetnym roku wyszedł drugi materiał warszawskiego Szybkiego Szmalu. Częściowo rozumiem fakt przespania tej płyty, ponieważ kto chciałby słuchać wypocin typów, którzy nagrali „Enziskenzis”?

Niestety, reperkusje chujowego debiutu były oczywiste – płyta została wydana własnym sumptem, z marną promocją i nie zmieniły tego nawet propsy na skitach od czołówki sceny (i wtedy jeszcze szanowanego Flinstona).

Sama płyta w odniesieniu do polskiej sceny jest czymś naprawdę niezwykłym. Nie ma w Polsce produkcji, na której udziela się wokalnie aż tylu gospodarzy, przy czym każdy z nich prezentuje przynajmniej solidny poziom rapowania (a tutaj w większości jest to poziom bardzo dobry, lub wyżej). Należy zaznaczyć również fakt, iż w tej ekipie nikt się nikim nie „inspiruje”, jak to bardzo często bywa w takich kolektywach.

To właśnie ta różnorodność stylów jest główną siłą płyty. Tracklista jest ułożona nieszablonowo, dzięki czemu nie spotkamy się tu z upychaniem na siłę każdego członka zespołu do każdego jednego utworu, albo ułożeniem zwrotek wg określonego schematu. Ten zabieg eliminuje ewentualne znużenie do zera.

Bardzo mocną stroną są też podkłady, za które w większości odpowiada Szogun, a po odsłuchaniu płyty jednym z pierwszych skojarzeń z nazwą „Szybki Szmal” będzie oczywiście „Benger”. Na projekcie dominuje brzmienie południowe z okresu, kiedy powstał. Jest też parę spokojniejszych bitów (m.in. autorstwa Kixnare’a), jednak są one w zdecydowanej mniejszości.

Tekstowo raczej kręci się wokół dissowania polskiej sceny, picia, zaliczania dupeczek, jarania i stanów po nim, oczywiście, są też inne tematy, ale jak spokojniejsze bity – są one w mniejszości. I w tym momencie następuje paradoks, bo teoretycznie nad taką tematyką nikt się nie rozpływa, jednak tutaj sposób napisania i podania + bity + mieszanka stylów sprawiają, że chce się tego słuchać. Do tego dochodzą fajnie dobrani goście (Mes!).

Instant klasyk. A i tak, w najlepszym wypadku co drugi słuchacz zna z tej płyty co najwyzej track z Mesem i to tyle. Zasadniczo to tę produkcję równie dobrze można byłoby umieścić w serii „Przegapione” oraz „Niedocenione”. Szkoda.

10/10

9 Responses so far

  1. Anonimowy says:

    "sieniu do polskiej sceny jest czymś naprawdę niezwykłym. Nie ma w Polsce produkcji, na której udziela się wokalnie aż tylu gospodarzy, przy czym każdy z nich prezentuje przynajmniej solidny poziom rapowania (a tutaj w większości jest to poziom bardzo dobry, lub wyżej). "
    Wrooclyn Dodgers

  2. hahahah 2005 rok najlepszym dla sceny. dla mnie to rok stagnacji i to w tym roku w ślizgu mozna było przeczytać artykuł o końcu hip-hopu w pl

  3. Anonimowy says:

    2005 najlepsze lata kurwo!

  4. Anonimowy says:

    CZEKAM NA COŚ O MIXTEJPIE FANDANGO

  5. Anonimowy says:

    ŚLIZG UMAR WIEC ZAMIAST PIERDOLIC GLUPOTY O TYM ZE 2005 ROK NAJLEPSZY W PL HH TO ODDAJ SLIZG OK? TO WAŻNE

  6. schwarz says:

    ee tam pierdolisz z tym zapomnianym albumem, wiekszość ludzi, którzy wtedy słuchali rapu zna ten mixtape. Sam swego czasu ostro się nim jarałem, zwłaszcza Najebką Nocy Letniej, Coooo i Chamstwem. Szkoda, że Benzyna taka słaba była. A jak Ci brakuje takich klimatów to sprawdź solówkę Łysonżiego, bo to w zasadzie jest płyta całego SzSz, w zasadzie na każdym tracku jest kilka featów ludzi z tej ekipy.

  7. kaaban says:

    płytę łysonżiego znam, ale ona wyszła 3 lata temu

  8. Anonimowy says:

    łysonżi to wack ultra, nie wiem po co go mały esz esz brał na genialną solówkę. a właśnie - jako przegapioną daj 'bez zabezpieczen'

    I NAPISZ COS O ŁANSZOCIE GIMBOJA

  9. Anonimowy says:

    I DISA NA FLINTSTONA TU NASKROB

Leave a Reply

Kategorie