5.05.2012

Hukos - Knajpa Upadłych Morderców [2012]

15 komentarze
 Kiedyś współczułem Hukosowi, że pomimo wydania całkiem niezłej płyty był znany przede wszystkim z chęci zajebania prezydenta. Teraz współczuję mu z powodu potężnego przehajpowania jego pierwszego legalnego wydawnictwa.

Od dawna wiadomo, że polskie wytwórnie poszły po rozum do głowy agencji PR i wiedzą, jak nakręcić hajp na tak naprawdę losową produkcję. Przy włożeniu odpowiedniej ilości sił oraz chęci schemat ten sprawdza się w 99% przypadków. Rzecz jasna tak samo było z albumem członka Famy Familii.

Najczęściej kontynuacją ww. schematu jest moment pęknięcia balonika, który zazwyczaj łączy się z mniejszym lub większym rozczarowaniem. Oczywiście mówię o ogarniętych słuchaczach, bo gimbusy i tak łykają wszystko (co można ładnie zaobserwować na fanpage VNM-a, polecam).

Przed przesłuchaniem płyty polecam również długi, 4-ro częściowy wywiad z Hukosem. Dzięki niemu parę kwestii oraz plotek zostaje wyjaśnionych i na pewno pozwala zobiektywizować ocenę płyty. Ja np. byłem gotowy słać chuje na Step za przekładanie premiery, tymczasem okazuje się, że była ona przesuwana na życzenie gospodarza.

Z wywiadu warto wychwycić tłumaczenie odnośnie powodu  przekładania premiery – Hukos mówi tam coś o „pieprzonym perfekcjonizmie”, po czym w paru utworach raczy nas słabej jakości przyśpieszeniami, czy też followupami wplecionymi z gracją przysłowiowego słonia w składzie porcelany. Są to pierwsze i najpoważniejsze minusy płyty – dawno nie słyszałem tak topornych i tak sztucznych nawiązań do klasyków. Przyśpieszenia stoją na niewiele wyższym poziomie. Jeżeli tak wygląda choćby połowiczny perfekcjonizm Hukosa, to podejrzewam, że osoba recenzująca pierwsze wersje utworów dostawała krwotoku z uszu.

Nie samymi przyśpieszeniami i followupami człowiek żyje, więc warto wymienić również pozytywne strony, ponieważ jest ich zdecydowanie więcej. Przede wszystkim są to dobre pomysły na kawałki. Nie odnotowałem notorycznego u innych raperów zlewania się ze sobą tracków, co jest plusem. Koncepty na poszczególne kawałki, czy to o relacjach damsko-męskich, czy o złej karmie, czy też o politycznych faktach i mitach są jasno określone i gospodarz stara się ich trzymać, nie ograniczając się do nawiązania do tytułu w paru wersach.

Same teksty również są godne pochwały – Hukos ma coś do powiedzenia i wie, w jaki sposób chce to wyrazić. Trafne przemyślenia, emocje, obserwacje otaczającego świata, wszystko odpowiednio wyważone – bez wygrzewek i wczuwek w wieszcza narodowego pasują do gospodarza jak ulał. Zasadniczo jest to najmocniejszy punkt płyty i gospodarz wydaje się zdawać sobie z tego sprawę.

Wydawało się także, że Hukos wie o niedostatkach w swoim flow, tzn. wszystko jest dobrze, póki białostoczanin nie zaczyna kombinować. Do tego momentu Hukos przy pomocy swojego mocnego głosu świetnie siedzi na bitach i rządzi nimi, nigdy nie ma miejsca odwrotna sytuacja. Jednak kiedy tylko zaczynają się przyśpieszenia, czy też refreny w stylistyce chopped and screwed, zaczyna się również linia pochyła jakości poszczególnych utworów. Szkoda, że osoba odpowiadająca za ostateczne szlify materiału nie wychwyciła tego.

Były plusy, były minusy, czas na kwestie neutralne. Tak, zgadliście, chodzi o bity. Niestety, ale poza wyjątkami niczym się nie wyróżniają. Oczywiście, na płycie znajdzie się 4-5 naprawdę zajebistych podkładów, jak np. te autorstwa Donatana czy Kixnare'a, ale na tym ta wyliczanka się kończy. W wywiadzie Hukos podkreślał, że wielokrotnie zmieniał bity do poszczególnych kawałków – słysząc to samo nasuwa się pytanie, czy na pewno było to dobre posunięcie? Jeżeli tak, to jak wyżej – nie chciałbym usłyszeć pierwszych wersji utworów.

Drugą neutralną kwestią są goście. Mimo, że można usłyszeć liczne głosy, iż przeszkadzają oni gospodarzowi, pozwolę sobie nie zgodzić się z tymi opiniami. Hukos owszem, jest dobry, ale podejrzewam, że zamęczyłby nas w 17 utworach, po 3 zwrotki każdy, bez żadnych urozmaiceń.

Same featy niby nie brzmią, jakby były nagrywane na odczepnego, jednak w żadnym wypadku (poza Zeusem i Cirą) nie jest to standardowy poziom danego rapera. Dla Hukosa jest to i plusem i minusem, ponieważ dzięki temu nie został zjedzony w żadnym numerze. Najlepszy gościnny utwór to oczywiście „Wszystko płynie”, który bez Zeusa i Ciry nie miałby racji bytu.

Wbrew temu, jak wielu chciałoby widzieć tę płytę – nie jest to taki wjazd na legal, jak chociażby w przypadku Zeusa. Szkoda, ponieważ Hukos miał ku temu zarówno potencjał jak i promocję oraz możliwości. Jeżeli do tego dodamy długi proces powstawania całości, możemy czuć się lekko rozczarowani.

Nie jestem w stanie pojąć, czemu w przeważającej większości opinie o tej płycie wyrażane są w tonach od „świetna produkcja, czołówka” do (o zgrozo) „płyta roku”. Szczególnie poważną przesadą jest to pierwsze stwierdzenie. Każdy, kto się pod nim podpisuje, jest niespełna rozumu, a raczej słuchu. Nie uświadczymy tutaj NIC nadzwyczajnego, ani nic nowego. Po prostu, dobra płyta, na dobrych kurwa bitach i tyle. Ocena uwzględnia fakt, iż rap zaangażowany społecznie nadal jest w Polsce stosunkowo niszowy. W przeciwnym wypadku byłoby niżej.

8/10


15 Responses so far

  1. schwarz says:

    podpisuję się oburacz pod tą recenzją. To jest kawał solidnego dobrego rapu przywodzącego na myśl czasy, gdy muzyka nie kręciła się wokół dissowania powietrza, tego jaką kto nosi czapkę i jaki to kto jest zbuntowany/poetycki/uliczny. Zaangażowany rap bez nachalnego moralizatorstwa, egomanii (pozdro Uszaty) i populistycznego bełkotu o głodnych murzynkach w Afryce. Brakowało mi czegoś takiego od jakiegoś czasu.

    Technicznie Hukos to solidny rzemiślnik i nic więcej, trochę jak Pih tylko w przeciwieństwie do Piechockiego nie ma problemów z wypróżnieniami i nie bawi się w komiczne bragga. Trochę mi mówiąc szczerze przeszkadzają za to goście, większość z nich to niestety słabizna, technicznie na poziomie gospodarza, ale tekstowo niestety dużo gorzej. Ode mnie mocne +4/6, jak to napisałeś cytując wiadomego grubasa "dobra płyta na dobrych kurwa bitach".

  2. kaaban says:

    no dlatego wstrzymywałem się z recenzją plyty, bo szukałem tego czegoś, nad czym pieją ludzie w internecie, jak widać nie myliłem się - nie ma czegoś takiego

  3. Anonimowy says:

    kaaban, co jest na razie płytą roku? TDF?

  4. kaaban says:

    tak, ale poczekajcie do Ciry i Zeusa hi hi

  5. Anonimowy says:

    8/10 ALE NIE PŁYTA ROKU, NIE WIEM, WIDZĘ ŻE BANIK OD VNM JUŻ PODZIAŁAŁ NA TEKST, HUKOSA MUSZĘ PRZESŁUCHAĆ, A ZEUSA NIE TRAWIE, DOBRY ALE NIE DLA MNIE.

  6. Anonimowy says:

    Ciekawi mnie kwestia, które to follow upy są tak "toporne i sztuczne" ? Można prosić o jakieś przykłady?

  7. Anonimowy says:

    Kiedy wydają Cira i Zeus?

  8. Anonimowy says:

    truskulowa linijka najlepszy moment recenzji. zaraz ktos wpadnie i bedzie plakal, ze uwazasz tdfa za plyte roku ;(((

  9. Anonimowy says:

    czemu uwazasz tdfa za plyte roku on sie skonczyl na sporcie ;((( no jeszcze hajs hajs hajs bylo naprawde dobre

  10. Anonimowy says:

    Generalnie zjechałeś płytę i z tekstu wynika, jakby słuchanie jej było ogromną męczarnią, a na koniec dajesz ocenę 8/10 czyli bardzo wysoką. Czyli jednak przyznajesz, że to dobry, a sugerując się oceną, bardzo dobry album.

  11. kaaban says:

    cira wydaje w czerwcu, zeus nie wiem, ale w tym roku ma coś dać z tego co słyszałem

    ------------------------------
    Zjechałem płytę, ponieważ wychodziłem z pozycji nakreślonej przez inne recenzje, czyli "płyta roku" "debiut dekady" etc., musiałem ostudzić zapał, a potem wypunktowałem również plusy: dobre flow, mocny głos, świetne teksty. Plusy są naturalnym wynikiem rozwoju Hukosa, więc nie ma się nad czym rozwodzić, za to minusy są nieporozumieniem, którego można uniknąć, bo refreny z obniżonym wokalem, czy przyśpieszenia NIE SĄ niezbędnymi elementami rapowego rzemiosła.

    Mam nadzieję, ze wyjaśniłem.

  12. Anonimowy says:

    beka z ciebie, słuchasz albumu typka, który pił z antifa i nawet stwierdzil, że to spoko goście nara

  13. kruk says:

    Propsuję za propsowanie Ciry.

    @up Beka z typów co mają wczutę w tą antife, ciekawe czy byliby tacy prawilni gdyby poznali kogoś i dopiero po czasie sie dowiedzieli, że są z antify czy tam z czegoś innego 'niewybaczalnie złego', beka na zawsze

  14. schwarz says:

    beka z debili oceniających muzykę niepowiązaną z polityką przez poglady polityczne wykonacwów, obiadu też nie zjecie, jak ją wam prawicowiec/lewak zrobi?

  15. kaaban nie chce mi sie logować says:

    toporne followupy to te do mesa, magika i eisa, jeden gorszy od drugiego

Leave a Reply

Kategorie