20.10.2013

Flint - Stary, Dobry Flint [2013]

7 komentarze

Po  "Warszawskim ZOO" wydawało się, że Flint wreszcie znalazł pomysł na siebie. W związku z nierównym poziomem  zeszłorocznego albumu czekałem na kolejne, tym razem już mocniej dopracowane LP. Zamiast tego dostałem płytę, której nazwa zamiast oksymoronu "Stary dobry Flint", powinna brzmieć "Dwa kroki do tyłu, pół wprzód".

Rok temu zaczynałem pisanie z pozycji "na pewno będzie chujowe", a kończyłem na "jakie to dobre". Teraz sytuacja się odwróciła i choć rozpoczynałem z "na pewno będzie przynajmniej dobre", to skończyłem na "ale co z tego, skoro jest to stanie w miejscu, a wręcz cofanie się".

Bądźmy szczerzy: do momentu odkrycia elektroniki Flint był przeciętnym raperem, którego grupą docelową był nikt. Dosłownie, ponieważ warszawski raper nie miał do zaoferowania nic, poza zwycięstwem w WBW u schyłku jego popularności. Jak widać odbiór "WWA ZOO" nie spełnił oczekiwań, ponieważ raper zdecydował się na powrót do korzeni, a z elektronicznej zajawki pozostały jedynie pojedyncze smaczki.

Uważam, że popełnił tym samym ogromny błąd: efektem tego posunięcia jest powrót do stanu braku oferty dla kogokolwiek. Zmiana bitów nie niesie za sobą ani poprawy flow, ani wyższej formy tekstowej: otrzymujemy to, co wcześniej, tylko leciutko podrasowane. To za mało.

Chwali się, że swój udział przy produkcji mieli żywi muzycy, ale spójrzmy prawdzie w oczy: nie uświadczymy w związku z tym wielkiego skoku jakościowego. Dobre podkłady oparte o klasyczną stylistykę, do tego mocno wzbogacone przez aranże na pewno nie zasługują na hejty, niemniej żadna to bomba, ani tym bardziej nowa jakość.

W tej sytuacji trudno, aby za uproszczeniem warstwy muzycznej szło lepsze flow. Flint dobrze siedzi na bitach (już na WBW radził sobie całkiem nieźle) i nie ma się do czego przyczepić. Fajerwerków również nie stwierdzono, co jest kolejną składową braku wyrazu.

Tekstowo również nie uświadczymy tutaj nic, czego nie znalibyśmy z poprzednich albumów Flinta. W zasadzie nasuwa się analogia, do której sam odwołał się w wywiadzie u Rawicza. Stwierdził tam, że chciałby wydawać płytę co roku, podobnie jak O.S.T.R. Właśnie w tym kierunku zmierzają liryczne wyczyny warszawiaka: kolejne refleksje nad życiem prosto od zwykłego ziomeczka z bloku obok. Jeżeli ktoś lubi to ok., ale po raz kolejny - bez fajerwerków. Trzeba uczciwie przyznać, że wartość takich utworów jak "Blok",  "Przyjaciółki, koleżanki, kumpele" czy "Bez przypału" bazuje na nostalgicznym podejściu do tego rodzaju przygód, które każda osoba w wieku gospodarza nie raz i nie dwa przeżyła.

"Stary, dobry Flint" to nic specjalnego i nie ma się co czarować, że jest inaczej. Przeciętne bity, przeciętne teksty, solidne flow i brak czegokolwiek, co mogłoby tę produkcję wyróżnić. To krok wstecz, który dla osób zaznajomionych z "Warszawskim ZOO" jest nie do przyjęcia. Stary, bezbarwny Flint.

6/10



7 Responses so far

  1. Paradoks says:

    Żadnej fajnej recki nie planujesz? :/
    Szkoda że Planeta olałeś naprawdę świetna płytka, lepsza w mojej opinii niż ta Deobsona

  2. Anonimowy says:

    6-6,5 - typowa solidność. Ostatni próg słuchalności w całości. Jeżeli ktoś miał dobry pomysł i w 3/4 mu nie wyszedł, to również może tutaj trafić - coś mi tutaj nie pasuje;/

  3. Anonimowy says:

    Dobra recka, pozdro

  4. Anonimowy says:

    Dawaj NON i POCISNIJ KOLABO ROKU

  5. Anonimowy says:

    OCZYWISCIE MÓWIE O KOZA X ONAR

  6. Anonimowy says:

    kaban dawaj recenzje pork pores porkinson

Leave a Reply

Kategorie