Od 3 lat przyglądam się cenom płyt i jestem szczerze zniesmaczony zataczającym coraz szersze kręgi brakiem szacunku do kupujących, a raczej ich portfeli. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której rok po premierze możesz mieć tę samą płytę za 2/3 ceny? ROK, nie parę lat.
Takich przykładów jest mnóstwo. Chociażby w niedawnej promocji wytwórni Embryo mogliśmy kupić wydany w poprzednim roku „Zeus, jak mogłeś?” za 21,99, czyli 10zł taniej, niż po premierze.
Takich przykładów jest mnóstwo. Chociażby w niedawnej promocji wytwórni Embryo mogliśmy kupić wydany w poprzednim roku „Zeus, jak mogłeś?” za 21,99, czyli 10zł taniej, niż po premierze.
Nie przekonuje mnie argument, że „nakład się wyprzedaje”, ponieważ popyt na albumy w wersjach fizycznych występuje w regularnych odstępach czasu (w przypadku czołówki sceny zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jest ciągły) i jeżeli ktoś tego nie rozumie i tłoczy powiedzmy 3000 sztuk, a potem ogłasza, że „nakład wyprzedany i chuj”, to żaden z niego biznesmen i niech wraca żebrać o drobne w zamian za pokazanie miejsca parkingowego.
W tym wypadku pozytywny jest przykład Alkopoligamii, gdzie
wszystkie wydane przez to wydawnictwo płyty można dostać cały czas, w tej samej
cenie.
Takiego właśnie uczciwego podejścia oczekuję, a nie
ładowania w chuja gdzie się da. Mistrzem tej czynności jest oczywiście opolski
Step. Spuśćmy kurtynę milczenia na zapalniczki, cyrkle i deski klozetowe z logo
Chady, jednak dodawanie płyty Piha do biletów było ciosem poniżej pasa. Gdybym
chodził na koncerty, to czułbym się jak impotent, któremu akwizytor właśnie
wcisnął majtki, w których nie widać wzwodu. Tak też czułem się, kiedy cena tej
płyty została obniżona o połowę.
Kontynuując wątek cen należy wspomnieć o niebezpiecznie
rosnących kosztach kolekcjonowania płyt. Rozumiem, że wszystko idzie w górę,
ale 40zł za album w polskich warunkach jest przegięciem. Zaraz przyjdzie jakiś
mądrala, który oglądał wywiad z Noonem, w którym ten postępowiec ogłasza, że
przecież 30zł to cena EPki, a LP powinno kosztować 45zł albo i więcej i dlatego
takie są u niego ceny. Chciałbym zobaczyć wyniki sprzedaży i zapytać, czy nie
lepiej sprzedać więcej za niższą cenę, uzyskując ostatecznie wyższy dochód?
To samo tyczy się Trzeciego Wymiaru, który za swój ostatni
album życzy sobie (w Empiku) 40zł. Dla kontrastu tyle samo kosztuje (z
przesyłką) edycja specjalna dowolnego albumu ze strony Alkopoligamii, za prawie
połowę tej kwoty mniej możesz mieć „Warszawskie ZOO” Flinta. Czyli jednak da
się.
Za co raperzy życzą sobie aż tyle? Tego nie wiem, chociaż
Waldemar Kasta wspominał coś o rosnących cenach materiałów, z których powstają
wersje fizyczne. Niestety nie był to żart. Zasadniczo to raperzy mogą sobie
sami ustalać cenę, zwracam tylko uwagę na to, że 40zł to już granica, powyżej
której sprzedaż płyt będzie zwyczajnie spadać. I dziwnym trafem albumy
podziemnie nie drożeją proporcjonalnie do legali, dziwne.
Innym problemem, który uwypukla brak szacunku dla kupujących
płyty jest wypuszczanie specjalnych edycji z chujwiejakich okazji. I w ten
sposób była możliwość bycia jednym z 15 tysięcy frajerów, którzy zapłacili 30+
złotych za płytę Sokoła i Marysi Starosty, i którzy w nagrodę otrzymaliby możliwość
zakupu limitowanej edycji z okazji dobicia do złotej płyty. Gdzie tu jest
jakikolwiek sens? Na szczęście okazało się, że Wojtek „Gimby idę po was, he he
he” Sokół czyta ślizg i w odpowiednim momencie wycofał się z tych planów. Warto
dodać, że tego typu projekty wychodziły już spod skrzydeł m.in. Hemp Gru. Ale
akurat ich fanbase ma nieograniczony niczym budżet i nie ma problemu w
dorzuceniu do bluzy za 250zł jeszcze jednej płyty za 30, choćby różniła się ona
tylko kolorem okładki.
Szczytem jest natomiast olewactwo w stosunku do realnych
zbieraczy winyli. Standardem na naszym podwórku jest nawet nie zająknięcie się
na temat ewentualnego wydania winylowego. I tak taki słuchacz myśli sobie:
„Dobra, nic nie mówią, to pewnie nie będzie, kupuję CD”. Zadowolony kupił sobie
CD (oczywiście zaraz po premierze), a po 2 miesiącach raper z uśmiechem na
ustach ogłasza, że „W związku z dobrym odbiorem płyty łaskawie wytłoczę XX
sztuk winyli”. No kurwa, chyba kogoś pojebało. I tak mogłeś zakupić najlepszą
płytę solową Ryszarda Peji za 36zł, po czym dowiedzieć się, że jak chcesz mieć
winyl, to „se kup”, za kolejne 60zł. Nieważne, że za te 35zł kupiłoby się inną
płytę, nawet tego samego wykonawcy, najważniejsze, że hajs się zgadza.
Problemu dotykają trochę także reedycje. Ogólnie jestem ich
gorącym zwolennikiem, jednak w pełni rozumiem wkurwienie osoby, która kupiła
pierwszą solówkę Mesa za jakieś chore pieniądze rzędu 150-200zł na allegro, po
czym Alkopoligamia ogłosiła reedycję. Akurat w tym wypadku nowa wersja różni się
od oryginału, jednak działa to także w drugą stronę: posiadacze reedycji mają
jeszcze naprawdę dobre utwory nagrane specjalnie na tę okazję, a posiadacz
pierwszej wersji pęknięte pudełko, porysowaną płytę i parę innych tego typu
niespodzianek.
I tak jest to lajtowy przykład w porównaniu z reedycją GPWI
Jimsona, która wyszła praktycznie z dnia na dzień i nawet, jeżeli ktoś kupił
wersję pierwotną 2 lata wcześniej za te ponad 100zł to musiał mieć niezły wkurw
widząc niczym nieróżniący się dotłok za 21zł.
Zdaję sobie sprawę, że ameryki tym tekstem nie odkryłem, a
wszyscy tylko myślą, jak przyciąć gimbusów w chuja, ale chciałem gdzieś
całościowo ująć ten problem. Wiadomo, że tutaj podałem tylko parę przykładów i
tak naprawdę w każdym z nich można znaleźć kontrargument, jednak moim celem
było pokazanie ogólnej, niebezpiecznej tendencji dla tego rynku. Puentą jest
oczywiście apel, który każdy odwiedzający tego bloga i tak zna: nie kupujcie
płyt zaraz po premierze.
KABI, CZY ODSTĘP RZĘDU 2-3 LATA OD PREMIERY PŁYTY JEST DOBRY, BO MYŚLAŁEM OSTATNIO NAD KUPNEM EMINEM - THE MARSHALL MATHERS LP. JEDNAK PRZYZNAM, ŻE TRUDNO JEST KOLEKCJONOWAĆ PŁYTY JAK MA SIĘ PIDGEY'A, BO ON MYŚLI, ŻE TO POKEBALL I MI SPIERDALA, A POTEM MUSZE GO SZUKAĆ CAŁY DZIEŃ NA DZIELNI.
Która płyta Ryśka była według Ciebie najlepsza ?
na serio
PEJA S.P.O.R.T.
Rychu tez polecial w chuja z Reedukacja. Na poczatku bylo mowione ze wyda edycje specjalna rowno z premiera i beda na niej instrumentalle, a wyszla chyba pol albo rok po premierze. To samo z pierwszym solo Soboty. JEBAC TAKIE AKCJE.
przykład soboty bardzo dobry, do dziś żałuję
Asfalt Records też zasługuje na pozytywną wzmiankę. Ceny stałe nie przekraczające 3 dyszek i winyle. Teraz jest nawet promocja na woski.
Kaaban skomentujesz ten artykuł? http://www.popkiller.pl/2012-06-03,to_nie_rap_czyli_o_korzeniach_gatunku_slow_kilka
OCB z Noon'em? Przecież jego płyty w oficjalnym sklepie Nowe Nagrania na allegro kosztują 30 zł za CD i 45 za Winyl, więc to chyba normalna cena...? A z resztą artykułu (w większości) się zgadzam i wkurwiam się na wymieranie analogu w rapie...
no spójrz na wywiad noona dla bodajże cgm, tam mówił o cenach płyt
co do artykułu popkillera to bardzo dobry, też myślałem o czymś takim
Kaaban jebnij recenzje Czajnik - Letniak
pewnie nic tym nie zdziałasz, ale słuszny przytyk, w pełni popieram
Ogólnie z dupy blog, to i sam tekst z pizdy zaganiary. Tymi wypocinami potwierdzasz tylko że logika myślenia to abstrakcja w twoim wykonaniu. Że nawiąże tylko do kilku kwestii.
1) Winyle i cd. Odstawiłeś tu takie pierdolenie o szopenie, że aż chuj wie od czego zacząć. Generalnie kolekcjonerzy winyli to osoby, które kupują je dla samej zajawki posiadania wosku danego albumu. I pewnie z 90% z nich kupuje też dany album na cd. Po prostu jeżeli faktycznie jarasz się winylami to nie strzelasz z dupy jak to opisałeś.
2) Standardowe pierdolenie o reedycjach w naszym kraju. Każdy choć trochę myślący typ wie, że prędzej czy później niedostępny w sprzedaży album pojawi się na zasadach reedycji (choć to określenie z dupy). Po prostu rapery potrafią kalkulować i wiedzą, że puszczenie danego krążka do ponownej sprzedaży = więcej hajsu na koks, wódkę, dziwki. Wyjątkiem są wszelkie wydania limitowane itp. chociażby "30 minut..." Ostrego. Jeżeli kogoś dupa swędzi i nie jest w stanie się wstrzymać (tydzień, miesiąc, rok, dekadę...) z zakupem krążka to niech wydaje kosmiczne ceny za płytę (wyjebanie >100 zł za album to dla mnie bzdura). Bekę mam później z całej gromady lamusów, co wypierdalali gruby hajs na płyty, po czym okazuje się, że coś wyszło na zasadzie wznowienia.
Czym innym jest kupowanie płyt, które z założenia mają mieć określoną liczbę sztuk (czyli zazwyczaj winyle, wspomniany Ostry czy kiedyś 52 Dębiec tak wydali swój album - 1000 sztuk i ni chuja więcej). A co innego wydawanie grubego hajsu na coś, co rapery z własnej winy nie ogarnęli - czyli są zdziwieni, że nakład zszedł i nie ogarną dotłoczenia, bo wolą cieszyć michę, że coś idzie po kosmicznych cenach na allegro, chociaż chuja z tego mają (chyba, że sami wypychają skitrane egzemplarze), lub też byli na tyle tępi, aby nie ogarnąć kwestii praw do płyty czyli sytuacja z początkiem sceny w Polsce.
W którymś ze sklepów muzycznych można było ze dwa lata temu kupić "zamach na przeciętność" za dychę.
Wszystko fajnie tylko wykonawca nie ma żadnego wpływu na to w jakiej cenie jego płytę będzie sprzedawał Empik...