Nowa płyta
Pona była zapowiadana jako powrót do korzeni, jednak, jak nietrudno było się
domyślić, słuchając ostatnich „dokonań” członka ZIP składu oczywiście wyszedł z
tego wielki chuj. Wprawdzie syn Alka przysiadł na tekstami trochę dłużej,
aniżeli miało to miejsce w przypadku TPWC 3, jednak nadal jest to poziom
niewiele wyżej niż dno. Pizgające po uszach czasowniki są nie do zniesienia,
efektem czego jest potrzeba aż 3 osobnych podejść do przesłuchania całości. Zdzierżenie
takiego stężenia wacktowatości, które podbija zresztą te parę featów, z których
też jeden jest gorszy od drugiego (nota bene z pewnością jest to powód
niewyszczególnienia ich na trackliście) przy jednym, ciągłym odsłuchu, jest po
prostu niemożliwe. Teksty to też zwykłe pitu pitu, przekaz, bla bla bla, czuj
się wolny, bla bla, wątpie, żeby ktokolwiek chciał tego słuchać. Bity autorstwa
7thswordsmana oraz Piotra Skotnickiego są w miarę dobre. Tylko dobre na tle
całej sceny, aż dobre na tle chujowego rapera, nawiązują do poprzednich
solówek, na szczęście obyło się bez elektronicznych eksperymentów rodem z TPWC
3. Warto odnotować również, że do pracy nad stroną muzyczną użyto żywych
instrumentów Całość prezentuje się mizernie, Pono chyba zapomniał, że to już
nie 2002 i wypadałoby zrobić jakiś progres, jedyny plus płyty to jakieś
naleciałości klimatu, którego jak widać nie udało się całkowicie zniszczyć,
mimo usilnych wysiłków gospodarza. Poza tym zero.
1/5
NIKT JAK KAABAN!
BEKA CO
KAABAN, KARYPLU, WRACAJ NA SLIZG.EU
DZIEKI I TAK BYM NIE SPRAWDZIŁ HE HE HE
NIKT NA BLOGSPOT JAK KABĄ
na hip-hop.pl pisales co innego
NIKT JAK JA
recenzja po chuju fest...