28.03.2012
Tede - Odkupienie [2012] [cz. 3/5]
Również od jakiegoś czasu w kuluarach można było usłyszeć plotki, iż Tede szykuje płytę w klimacie swojej pierwszej solówki. Ochów i Achów w komentarzach nie było końca, w końcu to „S.P.O.R.T.” jest (nie bez powodu) uznawany za najlepszą płytę TDF-a, do której poziomu zbliżył się Tak naprawdę tylko 2 razy – przy płytach 3H – Hajs, Hajs, Hajs oraz Essende Mylffon, co przy niezliczonej ilości mixtejpów, podwójnych płyt i tym podobnych historii jest umówmy się, miernym wynikiem.
Tymczasem kurwa niespodzianka: udało się, Tede ku uciesze gawiedzi wydał klimatycznie swoisty S.P.O.R.T. 2. Tekstowo jest oczywiście inaczej, niż na protoplaście, jednak mamy dużo tracków w opcji wspominki, dzięki czemu CD klimatem jeszcze bardziej zbliża się do pierwowzoru. Z pewnością przesadą było umieszczenie na trackliście dissu na właściciela portalu z kreską, ale jak wiadomo Fiodor nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił. O tym, że Tede odnalazł zgubione flow pisałem już w pierwszej części recenzji, tutaj odnotuję tylko, że potwierdza dobrą formę i co najważniejsze: rapuje jak w 2001. Dlaczego jest to takie ważne? Ponieważ wiele osób obawiało się, że będzie to Tede z 2012 na bitach z 2001, jednak nic takiego nie ma miejsca. Do tego bity, w kwestii których Tedzik jest dla mnie po prostu fenomenem. Niby nic specjalnego, niby, jak sam podkreśla „jest tylko rzemieślnikiem”, a jednak: kiedy słyszymy produkcję TDF-a, to od razu rozpoznamy, kto jest jej autorem. Jest to klimat, którego nie da się pomylić z nikim innym. Jest to o tyle dziwne, że przecież przez tyle lat (poza ostatnią płytą WFD, która notabene zaostrzyła apetyt na podkłady od niego) Tede nie parał się bitmejkingiem i stawiał raczej na rapping, tymczasem tutaj na luzie wyprodukował równą, spójną brzmieniowo i klimatyczne płytę bez słabych punktów. Niesmak pozostawia tylko fakt, że jak widać: jak Jacek chce, to może, a jednak przez większość kariery woli odcinać kupony i wydawać w najlepszym wypadku przeciętne płyty.
Okazuje się, że reklamowanie tego krążka jako autorstwa nie Tedego, a TDF-a nie jest bynajmniej czczym gadaniem, a szczerą prawdą, dla której świadectwem jest całe 51 minut muzyki na nim zawartej. Starszym słuchaczom na pewno ciężko będzie obiektywnie ocenić walory tej płyty, ponieważ chcąc nie chcąc sentymentalnie wraca się do czasów S.P.O.R.T.-u, dla takich osób z pewnością ta płyta jako coś, na co czekali od lat będzie prywatnym klasykiem. Ja odejmuję pół oceny za niepotrzebny diss na portal z kreską i zbytnią megalomanię.
4,5/5
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
DOBRA RECKA.
ZARTUJE, NIE CZYTAŁĘ.
Przyznam, że recenzja zachęciła mnie do sprawdzenia płyty, nie śledziłem na bieżącą dokonań TDF-a więc nie wiedziałem, że coś takiego szykuje.