10.10.2012

"Jesteś bogiem" - Recenzja

12 komentarze

Z pewnością nie wszyscy czytelnicy bloga przeczytali moją garść hejtów na zamieszanie wokół "Jesteś bogiem", więc przed przejściem do dalszej części polecam nadrobienie tamtego tekstu, ponieważ nie będę tutaj zbyt dokładnie rozwijał niektórych kwestii niezwiązanych stricte z filmem. Przypadkowo obejrzałem tę produkcję, więc postanowiłem zrobić z tego użytek: przestrzec, żeby nikt nie popełnił takiego błędu jak ja i nie stwierdził, że 24zł to dobra cena za ten szmatławiec. Wolałbym wydać te pieniądze na ostatnią płytę O.S.T.R.-a - przynajmniej mógłbym ją rytualnie rozjebać. Po wyjściu z seansu jedyne co mogłem rozjebać to buty, kopiąc ze złości we wszelkiej maści śmietniki i barierki z myślą "dałem zrobić się w chuja, jak to kurwa możliwe".

Na wstępie zaznaczam jeszcze, że żaden ze mnie koneser filmowy. Zaryzykowałbym nawet określenie filmowego nolife'a, ponieważ od paru ładnych lat średnio w roku oglądam 4-5 filmów (wiadomo, że niektórzy filmomaniacy potrafią tyle łyknąć w ciągu jednego dnia). Niemniej trochę w życiu obejrzałem, więc raczej uniknę rozpływania się nad chujowymi rzeczami (tak mi się wydaje).

Pierwsze, co rzuca się w oczy to oczywiście początkowy napis "film oparty na faktach". Tak, wiem, że taka informacja nie jest w 100 procentach wiążąca i wcale nie jest równoznaczna z "film to 1:1 historia z życia", jednak faktem jest, że wprowadza ludzi w błąd. Zwłaszcza tych, którzy historię zawartą w tym obrazku znają piąte przez dziesiąte, albo nawet poznali ją podczas projekcji. To te zjeby teraz histeryzują na FB, kupują "Kinematografię" itd. Normalny człowiek (czyt. Ja) w miarę pojawiania się kolejnych, mocno przerysowanych scen. mimowolnie zniechęca się do filmu.

Po tym przydługim wstępie odpowiedzmy sobie na jedno, bardzo ważne pytanie: o czym konkretnie jest jest film? Teoretycznie miało być o Paktofonice. Wyszła biografia Magika z wątkiem jego ostatniego składu w tle. WTF?! Na samym początku poraziło mnie zamknięcie tematu Kalibra dosłownie w kilkunastu scenach tak, jakby nie miało to żadnego znaczenia dla późniejszego rozwoju wypadków. Przecież to było niezwykle ważne! Bez względu na to, czy pan reżyser kręcił film o Magiku, czy też o jego kolegach.

Tak naprawdę to na tym podrasowaniu faktów opiera się cała fabuła filmu. Biedny Magik nie mógł dogadać się z kolegami z zespołu, to znalazł nowych (a raczej oni jego), więc nagrywali i palili fajki zamiast iść do pracy. Niejedno serce z pewnością zostało poruszone. Jednak fakty są nieubłagane i w niedawnym wywiadzie dla gazeta.pl przetoczył je nawet ex kolega z zespołu, czyli AbraDab:

Mówię o scenie, w których Magik wyciąga z kieszeni 15 złotych, żeby wykupić jeszcze kilka minut w studiu - to jakaś abstrakcyjna scena. Już na nagranie pierwszej płyty Kalibra mieliśmy wykupione 1000 godzin w jednym z najlepszych studiów w Katowicach.

Trochę zgrzyt. Przecież byliśmy już wtedy po dwóch płytach Kalibra, mieliśmy menedżera, graliśmy mnóstwo koncertów i naprawdę były z tego niezłe pieniądze.

W świetle tych informacji cały film nadaje się do kosza. Nie ma w tym ani krzty przesady. Jeżeli ten niedojebany reżyser raczyłby bardziej trzymać się faktów, to nie byłoby czego zbierać. Cała dramaturgia budowana wokół biednego Magika co zapomniał wózka z marketu i którego prześladują reklamy ;( rozsypuje się w drobny pył.

Odstawmy jednak gdybanie na bok i oceńmy całość jako luźno oparty na faktach film o (niestety) jednym z najbardziej znanych rapowych zespołów w Polsce. Pytanie nr 1: czy aktorzy byli podobni do swoich pierwowzorów? O ile w przypadku Magika jakieś tam podobieństwo jest (chociaż jest chyba zbyt dobrze zbudowany, ale tego nie jestem pewny), to analogii filmowego Rahima do jego odpowiednika z rzeczywistości nie stwierdzono. Fokus jest trochę na pograniczu, jednak nadal nie jest to takie podobieństwo, jakiego – nie oszukujmy się – byśmy oczekiwali. Nabardziej mierzi mnie ten Rahim, ponieważ jak już pogodzisz się z faktem, że Fokus przypomina siebie w jakichś 5%, to przyłazi Dawid Ogrodnik i zastanawiasz się, czy aby na pewno na potrzeby filmu autor scenariusza nie postanowił poszerzyć zespołu o jakieś nowe osoby.

Czas więc na pytanie nr 2 (które częściowo wiąże się z nr 1): czy aktorzy dobrze zagrali swoje role? Dlaczego powiązane z jedynką? Z prostego względu, jeżeli aktorzy są mało podobni do pierwowzorów, to z pewnością o ich wyborze musiały zadecydować jakieś inne czynniki, a raczej konkretne umiejętności aktorskie. Gdzie tam. Nie mówię, że jest to zagrane tragiczne, ale lepsza jest losowa rola z losowej komedii polskiej z lat '90. W "Jesteś bogiem" radę dał jedynie Marcin Kowalczyk, który momentami faktycznie przypominał Magika do złudzenia (w każdym calu). Pozostali ot, zagrali sobie. Raz lepiej, raz gorzej, bez rewelacji i bez wczucia się w rolę, co w takim filmie wydaje się niezbędne. Ale pewnie to tylko opinia filmowego laika, a rację mają przyznający nagrody temu ścierwu.

Wcześniej trochę pisałem o całej fabule, więc skoro została podkoloryzowana, to pewnie sądzicie, że w związku z tym film jest łatwiej przyswajalny i wszystko zamiast siermiężnego podawania faktów "bo tak było" po prostu sobie płynie? Oczywiście, że nie. Sposób podania całej historii jest dla mnie po prostu żenujący. Najpierw początek, który jest w miarę w porządku i akcja toczy się dość wartko, natomiast w środkowej części filmu 2 lata zostają rozciągnięte do tego stopnia, że podczas oglądania nerwowo zerkasz na zegarek z rodzącym się w głowie pytaniem: "ile to jeszcze kurwa będzie trwało"?

Po przedostaniu się przez zasieki rozwiniętej fabuły docieramy do końca, gdzie akcja nagle znowu zaczyna płynąć i moment kulminacyjny odgrywa się tak naprawdę z chwili na chwilę. Chociaż pewnie powinienem zapisać to na poczet plusów, bo przynajmniej cała sala nie wstrzymywała oddechu i nie wstawała z krzeseł (względnie nie klaskała po lądowaniu, jak to polacy cebulacy mają w zwyczaju). To akurat zostało jeszcze jakoś tam ujęte, ale festiwal żenady zaczyna się już na sam koniec filmu: zdjęcia zeszytu zapisane jakimiś ostatnimi słowami człowieka, który słowa takiego jako "honor" nie zna nawet ze słownika, potem zaś najbardziej przeruchana fotografia głównego zainteresowanego i patetyczny dopisek w hołdzie magikowi czy coś takiego. I znowu pytanie: czy miał to być film o Paktofonice, czy biografia magika z PFK w tle?

Dobrze został za to oddany klimat lat '90, Śląska i blokowisk. W ujęciach, kiedy akcja dzieje się na dworze kurz i brud czuć w powietrzu. I w zasadzie jest to jedyna rzecz, za którą mogę z czystym sumieniem pochwalić ekipę patałachów odpowiadających za to dziełko.

Apogeum beki następuje w momencie, kiedy po wyjściu z kina uświadamiasz sobie, że ta kiepska ekranizacja równie kiepskiego scenariusza, wydanego pod egidą lewackiego ścierwa, opartego na wątpliwej jakości historii najbardziej przehajpowanego zespołu w historii polskiego rapu, do tego podlewanego psychofaństwem do Magika dostał jakieś nagrody. W jakim stanie musi być polska kinematografia, skoro tak wybrakowany obrazek dostaje jakieś Złote Lwy i inne Kaczki? Po bece następuje zaś smutna refleksja, że portfel odchudzony o te 24zł (ceny warszawskie) prezentuje się gorzej, a ty nie zyskałeś dosłownie nic. No w moim przypadku tekst na bloga, ekstra.

3/10


12 Responses so far

  1. Anonimowy says:

    KABI OGARNIASZ JAKIEŚ KSIĄŻKI ORAJĄCE LEWICĘ? CO POLECASZ? CZYTASZ AUSTRIACKICH EKONOMISTÓW CZY TYLKO BLOG KORWINA? ODP WAŻNE

  2. Anonimowy says:

    Kabi próbuje udowodnić czytelnikom, że nie jest lewakiem!
    Potwierdzone info

  3. schwarz says:

    No i znowu kompromitacja, może Ty jednak zostań przy recenzowaniu polskiego rapu, bo wyraźnie się gubisz w innych kwestiach i wychodzi z Ciebie sfrustrowany gimbus?

    No bo to przecież komedia jest, że zarzucasz filmowi, który nie jest dokumentem, a zwykłym fabularnym bodajże dramatem to, że nie jest zgodny z faktami. To ma być i jest artystyczna wizja reżysera oparta na faktach tj na tym, że był tam sobie kiedyś taki zespół jak Paktofonika i był w nim sobie Magik. To nie jest i nigdy nie miał być film dokumentalny o Paktofonice.

    Każdy kto miał choć krztę oleju w głowie i orientował się w tematyce tego filmu wiedział, że będzie to laurka wystawiona Magikowi, tylko biedny Kaaban myślał, że idzie do kina na film dokumentalny o Paktofonice i teraz wpatrzony w portet Janusza Korwina-Mikkego smutno pochlipuje, że nikczemni lewacy (wtf?!) znowu go oszukali.

  4. funky says:

    dokladnie co ty myslales ze w ostatniej scenie korwin i ślizgerzy będą hejtować magika ?
    dorośnij kabi

  5. kaaban says:

    problem polega na tym, że 95% widzów nie ma tej "krzty" oleju w głowie. Poza tym teraz ten reżyser twierdzi, że pokazał tam prawdę, BO WIDZIAŁ FAKTURY. Beka

  6. Anonimowy says:

    dobrze prawisz kaban.
    imo postac magika nie byla w ogóle intrygująca. była mdła, płaska i kurwa po prostu GŁUPIA.

  7. Anonimowy says:

    no dokładnie przecież Ci ludzie utrzymują że to są fakty lekko zmanipulowane HEHE

  8. Anonimowy says:

    95% widzów? Skąd te obliczenia?

    Recenzja mega słaba.

  9. Anonimowy says:

    z hajpu w gimnazjach

  10. Anonimowy says:

    Śląsk to nie tylko kurz i brud, ale przecież Ty wiesz najlepiej. Czekam na recenzje książek dzisiejszego noblisty oraz opinie o pracach naukowych na temat Naddniestrza...

  11. Anonimowy says:

    "Poza tym teraz ten reżyser twierdzi, że pokazał tam prawdę, BO WIDZIAŁ FAKTURY. Beka " nie reżyser twierdzi że widział faktury, tylko autor książki na podstawie której powstał film

  12. Anonimowy says:

    Nie bądź takim materialistą, wyluzuj. !

Leave a Reply

Kategorie