Piotr Szmidt, Ten Typ Mes, Mes, DJ M-Easy - ksywka bohatera tej publikacji zmienia się w zależności od tego, za który element rapowego rzemiosła akurat odpowiada: tekst, rap, produkcja czy cuty. Chciałbym tutaj przekrojowo zaprezentować sylwetkę jednego z najwybitniejszych polskich raperów. Nawet, jeżeli jutro przestałby tworzyć, to i tak prawdopodobieństwo przegonienia go przez więcej niż 5 raperów graniczyłoby z cudem. Z cudem graniczy również wymuskanie tej pracy do granic możliwości, dlatego z góry zapowiadam skróty myślowe i tego typu atrakcje - gdybym chciał tłumaczyć każdą jedną myśl, to cały cykl miałby nie 5, a 55 części.
Jak to z wieloma raperami bywa, ciężko uchwycić moment, który można byłoby bezspornie uznać za początek kariery Tego Typa. Chyba najbezpieczniej (zgodnie z wersami "Dizkret - dla mnie tym, kim Jacek dla Sistars") byłoby umiejscowić go razem z kawałkem "Flexxtyl" z pierwszego JuNouMi. Przy okazji był to jedyny sensownie zarapowany utwór na demie z 2002 roku. Tak, dobrze widzicie: jedyny, a cały tamten album jest dziś słusznie pomijany. Poza tym płyta miała pojedyncze przebłyski i na tym koniec, jej poziom jest żaden i nie sposób słuchać tego dla przyjemności. Bynajmniej nie mówię tutaj o jakości mixu i masteringu.
Wprawdzie w temacie tej demówki standardowe bzdury chce nam wcisnąć Alkopoligamia, która tako o niej rzecze:
Fakt, że duet Emil Blef / Ten Typ Mes nie przykładał przez lata wagi do publikacji materiału nie oznacza, że płyta miała być tylko popisem umiejętności przed wytwórniami, środkiem do uzyskania kontraktu. "Demo" było klimatyczną całością, splotem energii refleksyjno - rozintelektualizowanego Blefa i hedonistycznego, "małolackiego" Mesa. Chłopcy, mimo różnic, zgadzali się w kwestii brzmień; postawili na inspiracje Slum Village, Rootsami, Tribe'ami czy D.I.T.C.
Ta część cytatu jeszcze ma sens, natomiast uchwycenie go w drugiej jest kwestią mocno dyskusyjną:
Mimo szczenięcych głosów i niepopularnych wówczas poglądów Emil i Piotrek osiągnęli coś ważnego; zapoczątkowali nurt, w którym każda linijka (o uczuciach, kacu czy o słabych MC) jest w a ż n a, a ogólniki, lanie wody i powielane tematy kasują wiarygodność. Na przełomie tysiącleci polski hip hop stał na trzech nogach - ulicznej, baunsowej i grammatikowej. Flexxip nie podążył ślepo śladami żadnej z nich.
Stawianie tezy, że Flexxip zapoczątkował jakiś nowy nurt w polskim rapie to grube nadużycie, żeby nie powiedzieć nieporozumienie. W 2002 roku na rynku były płyty Dizkreta, Pezeta, czy pierwszy Kodex. O każdej z nich można powiedzieć (w przybliżeniu rzecz jasna) to samo. "Demo" to album na więcej niż jedno przesłuchanie tylko i wyłącznie dla fanatyków.
Na początku artykułu wspomniałem o JuNouMi vol. 1, które na rynku ukazało się w lutym 2002, jako o punkcie wyjściowym. To właśnie w tym roku Mes zapisywał się w świadomości szerszej publiczności: featuringiem na "Muzyce Klasycznej", wspólnym trackiem z Pezetem (i Blefem) na pierwszej płycie duetu Whitehouse oraz w numerze "Ten Typ" z producentki Reda.
Z tego okresu wyłania się nam obraz obciętego na zero i zajaranego rapem dresa. Może nie typowego, bo jednak wywiady z tamtego okresu jednoznacznie ucinają spekulacje ewentualnego łączenia Mesa ze stereotypową "mordeczką he he he", ale jednak dresa. Tak, wiem, wtedy były inne czasy, ale niech nikt mi nie wmawia, że tak nosiło się 100% 20-sto latków.
W przeciwieństwie do braku choćby odrobiny wyczucia w kwestii ubioru i estetyki, umiejętności rapowe Typa cały czas rosły, co zaowocowało ugruntowaniem flow, z którym na demie było momentami ciężko. Do tego coś, co w późniejszych latach było u Typa rzadkością: podwójne rymy i nawarstwianie, oraz jakieś zaczątki wody sodowej (wersy o używkach, później nie wspomina o nich nawet w wywiadach!), która ostatecznie nie uderzyła. Muzycznie nie było wtedy możliwości odstąpienia od klasyki i nasz bohater trwał w tym dzielnie, samplując biedne podkłady.
Właśnie z takim bagażem rozpoczynał pierwszy poważny rozdział swojej kariery, czyli wydany przed dekadą "Fach". Prócz legalnego debiutu była to również druga i (jak wszystko na to wskazuje) ostatnia płyta duetu. Aktualnie podkreśla, że miał propozycje wydania jej aż w 4 wytwórniach. Patrząc na jego późniejsze problemy wydawnicze to - no kurwa nie sądzę.
Pierwszym singlem promującym ten album byli "Oszuści", w teledysku do których mogliśmy obejrzeć naszego niepokornego dresa. Ogólnie płyta odniosła względny sukces i była całkiem niezłym wyjściem do dalszej kariery. Klasyczne sample, tylko tym razem bardziej przemyślane/ogarnięte i młodzieńczy pazur zostały docenione przez publiczność (Ślizger). Tym razem Mes wyprodukował połowę bitów, druga część to dzieła m.in. Kociołka czy Webbera.
Tak naprawdę to dopiero od tego momentu można mówić o jakimkolwiek potencjale. To, co Mes tworzył wcześniej - umówmy się, mógł to zrobić każdy. Tutaj jest już własny styl, jest dobre, pewne flow i jest też słabszy kolega. Poza tym w 2003 roku podśpiewywanie Tego Typa zaczęło wyglądać nieco sensowniej (o ile za takie można uznać refren w "W szponach melanżu").
2004 to początek zmian na (znacznie) szerszą skalę, niż do tej pory. Przede wszystkim (wreszcie!) początek odejścia od dresów, a właściwie od szelestów. Dla porównania
2003:
I 2004:
Prócz tego wydarzenia to właśnie 2004 wydaje się być najważniejszym rokiem w karierze (czy nawet życiu) Mesa. Poza początkiem zmian warto odnotować dwa inne, bardzo ważne wydarzenia: melanż zakończony pęknięciem czaszki oraz beef z Mezo. Ta pierwsza sytuacja (oraz jej efekty) na stałe zostały włączone do image'u artystycznego oraz stały się swoistym fundamentem tożsamości Piotra Szmidta (niemal na równi z dokooptowaną później alkopoligamią). Z tamtego okresu zachowała się taka oto fotka:
Wyraźnie pokazuje, że zmiany się dopiero zaczęły. Mes z 2005 nie zrobiłby sobie takiego zdjęcia nawet, jeżeli mieliby mu za to dopłacać.
Tymczasem skupmy się na drugim wydarzeniu, ponieważ w tamtych czasach beef naprawdę elektryzował. Mezo nie śpiewał jeszcze co robi po robocie i nie zapierdalał w srebrnych leginsach, a był naprawdę dobrze zapowiadającym się raperem, poziomem umiejętności zbliżonym zresztą do swojego oponenta. Później było to widać jak na dłoni, zaś głosy o tym, że ktoś tu kogoś zjadł są mocno przesadzone. Oczywiście był już wtedy chórek osób pierdolących o "hiphopolo" ale nazywanie tak twórczości Mezo sprzed niemal dekady to nieporozumienie.
Wszystko zaczęło się od numeru "Oczy otwarte 2" z drugiego Kodexu. Ten kawałek wyszedł naprawdę dobrze i pięknie pełnił funkcję rozpoczynającego beef. Na klipie możemy zobaczyć Mesa już nie w szelestach (ale dalej w dresie).
W odpowiedzi Mezo postanowił pozamiatać nagrywając "Panczlajnera", w którym zawarł jeden z najlepszych panczlajów w historii polskiego rapu: "Coś sie na ciebie znajdzie Numer Raz / jeśli umiesz-zrób dobry numer raz". Można (a nawet trzeba) go nie lubić, ale tutaj trzeba oddać, że rozkminka świetna.
"Tracklista" beefu przedstawiała się następująco:
1. Ten Typ Mes & Numer_Raz - Rok Pozniej (Oczy Otwarte 2)
2. Mezo - Panczlajner
3. Numer Raz - Patrz Na Mnie
4. Ten Typ Mes - Jak To Jest
5. Mezo - Taki Robie Rap
6. Ten Typ Mes - Nagla Smierc
Zdania co do tego, kto wygrał są podzielone, jednak obiektywnie patrząc jest to Mezo. Mes nie prezentował tutaj swojej najwyższej formy, jego dissy może i miały celne linijki ("to ty grałeś koncert dla psów, frajerze"), ale poza tym aż roiło się od kul w płot typu "bo to ja jestem hustla" czy nazywania "fortecą" bitu od "Jak to jest" - nigga please. Poznaniak podszedł do tego na większym luzie i bez zbędnego wczuwania się ponad miarę. W argumentach powiedzmy był remis, a jakbym chciał się przyczepić, to powiedziałbym, że za chujowe wypełniacze Mes powinien przegrać. W zasadzie jedyne, co podobało mi się w jego dissach to podśpiewywanie, które wyglądało już naprawdę dobrze.
Na tym zakończymy pierwszy etap kariery Mesa. Część druga już jutro!
RADIO PEZET 8/10
OdpowiedzUsuńGuwno
OdpowiedzUsuńJeszcze 'Wyjście z Bloków' bardzo dobra płyta Meza, lajcikowy rap na luzie.
OdpowiedzUsuńbynajmniej to nie przynajmniej p.s odpowiedz na asku
OdpowiedzUsuńe no i czekam na next czesci c'nie ;D
RADIO PEZET 8/10
OdpowiedzUsuńMezo wygrał z Mesem i to jeszcze powie Ci OBIEKTYWNIE. 'NIGGA PLEASE'
OdpowiedzUsuńps @Anonim - tutaj bynajmniej jest dobrze użyte
OdpowiedzUsuńSpoko że ktoś patrzy trzeźwo na ten beef.. Myślałem, że nikt nie jest w stanie oddać Mezowi, że w tamtym momencie pokazał poziom. Szkoda tylko, że zabrakło mu jaj żeby nagrać płytę, która zamknie mordę idiotą(zmanipulowanych przez innych raperów), tylko wybrał prostszą drogę.
OdpowiedzUsuńkaban=gówno #Wojtek Sokół
OdpowiedzUsuńŻurom>Mes pod względem flow
No proszę, dziwnym jesteś człowiekiem, ale spojrzenie na beef Mesa z Mezo trzeźwe i props za to. Nie powiedziałbym, że Mezo wygrał, ale nie dostał w dupę tak jak twierdzi się w nieogarniętych kręgach
OdpowiedzUsuńTy Kaabi a napisałbyś luźno, kto Twoim zdaniem wygrał wszystkie większe beefy jakie były( pe-pih, tdf-p81, tdf-peja, jims-vnm, ensą-tomb, sulin-bons, bro-pjent, parias-peja, doniu-chada i inne o których zapomniałem)
OdpowiedzUsuń"moim zdaniem - obiektywnie patrząc" Masz świetny warsztat, props.
OdpowiedzUsuńjesli dorbze uzyte bnajmniej no to soryy w takim razie. biore sie za 2 czesc yo
OdpowiedzUsuńMES TO PIŻDZIUŚ PLASTUŚ CHUJ W JEGO FLOW POZDRO DLA KUMATYCH XD
OdpowiedzUsuńbynajmniej to nie przynajmniej p.s odpowiedz na asku
OdpowiedzUsuńbynajmniej wzmacnia zaprzeczenie, przecież dobrze jest użyte
--------------
"moim zdaniem - obiektywnie patrząc" Masz świetny warsztat, props.
dobra błąd, sorry
-----------------
Ty Kaabi a napisałbyś luźno, kto Twoim zdaniem wygrał wszystkie większe beefy jakie były( pe-pih, tdf-p81, tdf-peja, jims-vnm, ensą-tomb, sulin-bons, bro-pjent, parias-peja, doniu-chada i inne o których zapomniałem)
pih, tede, peja, jimson, enson, bonson, nikt, peja, nikt
I FAJNIE ŻE KTOŚ JESZCZE ZAUWAŻA, ŻE MES WCALE NIE WYGRAŁ Z MEZO, JUŻ MYŚLAŁEM ŻE OSAMOTNIONY W TYM JESTEM
OdpowiedzUsuńhahahaha pichuj wygrał z Pe? Pe go zmiażdżył panczami o DJach, nie zapominając o pomocy DJ Spoxa (kawałek w którym nawija pod skreczowane breaki - kozak), w jednym z dissów pobawił się też w parodiowanie bluzgów Piha i odpieranie argumentów, a jedyne na co Piha było stać, to, oczywiście więcej bluzgów
OdpowiedzUsuńpodobna sytuacja z tede-peja, zawsze wyobrażałem sobie bul dupy penera jak usłyszał "dzień z durniem w tvn" czy "kolesie z innej bajki" albo chociażby głuchą noc w wersji manieczki
A ja zawsze widziałem sobie DJa Spoxa przed lustrem ze zdjęciem Adama Małysza w ręku. O PE nie wspomnę, bo Pih go ładnie pojechał, ale ty zapewne konsekwentnie udajesz hipstera co mu przeszkadzajo bluzgi.
OdpowiedzUsuńi zapewne sam nie wiesz czemu Pe wygrał, ale powtarzasz to co napisali gdzieś na ślizgu.
OdpowiedzUsuń