5.02.2013

WdoWA - Superextra [2010]



2013 ruszył z kopyta na dobre, mogę więc wreszcie z czystym sumieniem wrzucić tutaj najbardziej niedocenioną płytę poprzedniej dekady. Często lubię przesadzać i prowokować, jednak tutaj nie ma ani krzty takiego podejścia. Album raper/producent, przy którym proporcje rozkładają się idealnie po połowie i nie ma ani 0,000001 przewagi dla żadnej ze stron.

„Superextra”, bo o tej produkcji mówimy, była zapowiadana dość długo. Wiecznie przekładana i tak naprawdę nikt nie wiedział, jaki będzie ostateczny kształt całości. Wdowa coś tam sobie kleiła, jednak po średniej „Braggacadabrze” i zdjęciach typu:



Nie czekałem na trzecią płytę w stajni Alkopoligamii z zapartym tchem. Nawet więcej – nie czekałem na nią wcale.

Trochę apetytu narobił pierwszy podwójny singiel, czyli łączony obrazek do „Definicji” i „Planetarium”. Tutaj wyraźnie zaznaczam, że recenzuję płytę właściwą, czyli „Superextra”. „Mixtape Wu” to tylko DODATEK do wersji dostępnej na Alkopoligamia.com i jest oddzielnym bytem, o którym kiedyś coś tam skrobnę (zawiera mistrzowski featuring Ciecha).

Kolejny przedpremierowy utwór, czyli „Cholera Tak!!!” wywołał na mojej twarzy grymas zdziwienia. Raperka, która dała wpierdolić się w sesję zdjęciową z pisuarami w tle nagrywa taki świeży numer? Może to przypadek, z drugiej strony przy całej mojej niechęci do postawy Mesa z tamtego czasu (zamieszanie wokół „Powinnaś być ze mną”, kapelusz, płaszcz i inne bzdury) ufałem jego gustowi muzycznemu i uwierzyłem, że coś z tego może wyjść.

I wyszło. Jak słuchałem tej płyty pierwszy raz, to nie mogłem uwierzyć w to, co dzieje się w głośnikach. Byłem przekonany, że po prostu mam jakiś zły/dobry dzień, jutro mi się odwidzi i zauważę wszystkie wady, których tak skrzętnie szukam w każdej płycie, jaka wpadnie mi w ręce.

Jak pisałem wyżej: nie da się ocenić, czy lepsze są bity, czy rap. Pewne jest jedno – oba „komponenty” stoją na najwyższym możliwym na ten moment w Polsce poziomie i jest to raczej bezdyskusyjny fakt.

Zacznijmy więc od Wdowy, bo to przecież ona firmuje album swoją ksywą. Postawmy sprawę jasno: płyta jest zarapowana idealnie tak, jak powinna. Nie ma tutaj miejsca, gdzie pozostaje niesmak/niedosyt, gdzie coś mogło być nawinięte inaczej. Jest podkład spokojniejszy – jest spokojniejsza gospodyni, jest podkład nieco mocniejszy – Małgorzata dotrzymuje mu kroku.

Tekstowo również nie znaleziono niedociągnięć. Może rozpiętość tematyczna nie jest najszersza, jednak nie ma mowy o monotonii. Lwią część płyty stanowią utwory w mniejszym lub większym stopniu braggowe, z puentą „teraz albo nigdy”. Spokojnie, nawet przesłuchanie jednego po drugim nie przyprawi nas o mdłości. Pozostałe tracki nie wychylają się zbytnio poza to, co już słyszeliśmy, czyli opowiastki z życia wzięte. Wdowa podaje to w taki sposób, że przez myśl nie przejdzie „to już było”. Do tego naciągane koncept utwory intro i outro oraz klimatycznie odstający od reszty „Jak chore jest to?!”

A to wszystko na pięknych, fantastycznych, cudownych bitach od producenta, który do tej pory kojarzył się przede wszystkim z dirty southem i sążnistymi bengerami.  Tak, również warstwa muzyczna jest idealna i nie należy w niej nic zmieniać. Usłyszymy stosunkowo dużo elektro-popowych brzmień z lat ’80 („Egotrip ’80”!!), a także nieco r’n’b, funkowych sampli, a także (wg definicji) techno czy popu. Przekrój jest na tyle duży, że ciężko to dokładnie ponazywać. Wszystko to zostało fenomenalnie zaaranżowane i wyprodukowana przez Szoguna (z malutką pomocą Mesa, Zjawina i Beatmo), który zadbał również o bardzo ważny detal: aby całość była spójna i nie odlatywała od wyjściowego hip-hopu zbyt daleko. Przy tak szerokiej gamie inspiracji było nie lada wyzwaniem, któremu podołał.

Cieszę się, że ten album jest idealny również pod kątem featów. Znowu brak tu jakiegokolwiek przypadku, czy nachalnego upychania kolegów z wytwórni. Krótko: śpiew Mozila, Flow czy Piotra Pacaka wyraźnie wzbogaca płytę i ciężko ją sobie wyobrazić bez nich. Gdyby z „Bez flesza” wyrzucić Este, to czegoś by brakowało. Nawet nielubiany Eldo pomaga w „opuszczaniu planety”.

Ostatecznie wad niemal nie znaleziono. Bo trudno za taką nazwać recytowaną zwrotkę Prezidento. Poza tym otrzymujemy niesamowicie spójny album, na którym wszystko jest tam, gdzie miało być w założeniach, a dla chemii producent-raper brakuje skali. Ani  milimetra w tę lub drugą stronę jeśli chodzi o pojedyncze wersy, czy całe zwrotki, pojedyncze nuty, czy całe podkłady. Owacje na stojąco.

Szkoda, że cały ten potencjał został spierdolony przez niedojrzałych polskich słuchaczy. Nie mam pojęcia, ile dokładnie zeszło tej płyty, ale wynik musiał być katastrofalny, skoro jest to jedyna produkcja, w przypadku której Alkopoligamia zdecydowała się na wystawienie do Empików wersji 2 CD. Efekt jest taki, że aktualnie Wdowa nagrywa projekt na klasycznych bitach różnych producentów, a Szogun gdzieś tam sobie krąży. Jest to ogromna strata dla rodzimego rapu, bo ten album miał (i nadal ma – jeżeli rzesze słuchaczy wreszcie do odkryją) potencjał zmienić grę – to „Gdzie jest Eis?” „naszych” czasów.

10/10



13 komentarzy:

  1. Trochę szkoda, że album niedoceniony, ale na to się nie poradzi, że u nas najlepiej sprzedaje się przeciętność :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiadomo, teraz słuchacze też nie doceniają Radia Pezet ale za cztery lata wszyscy będą się jarali jakie to było świeże i z 8/10 dasz 10/10. #ROZRYWKOWA #VNM

    OdpowiedzUsuń
  3. kaaban troche za daleki odlot #glider

    OdpowiedzUsuń
  4. LISTA BLOGÓW

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu nie chcesz recenzować nowej Wice Wersy??
    Taka wspaniała płyta ,a w widzę ,że wyrzuciłeś ją z
    "W najbliżym czasie na blogu"

    OdpowiedzUsuń
  6. CIECH MISTRZOWSKI? CO?

    OdpowiedzUsuń
  7. KAABAN RIP 10/10

    OdpowiedzUsuń
  8. Sam tego nie sprawdziłem. To trochę dziwne, bo singlowe numery nawet katowałem, po prostu chyba premiera jakoś mi uciekła. Ale skoro dajesz dychę to na pewno przesłucham na dniach.

    OdpowiedzUsuń
  9. RADIO PEZET 8/10

    KABI SIE SKONCZYL

    OdpowiedzUsuń
  10. 10/10 hahaha dobre prowo cisniesz lewaku

    OdpowiedzUsuń
  11. to nie prowo

    lista blogów in progress

    wice wersa słaba płyta, chciałem o niej napisać, ale po przesłuchaniu mi się odechciało, oni nie umieją long pleja zrobić, niestety

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytam o oczom nie wierze. 10/10 hehehehe. Szczególnie za takie bity jak do kawałka z Eldo, gdzie po 40 sekundach tego krótkiego loopa myślałem, że mi łeb wybuchnie. Gratuluje. 10/10 rozumiem Światłą Miasta, Nastukafszy, Pezety/Noony czy nawet Bez Cenzury. Rozumiem Pawbeats, czy nawet Sokół/MS CBP, nie mówię, że ja bym dał ale zrozumiałbym jakby ktoś dał. Ale to? To naprawdę komiczne jest. Jeszcze ten nieprawdopodobny banger Chooolera TAAK i ogólnie sam wokal Wdowy biedny jak stołówki na Śląsku (nie mówię o technice rapowania ale o umiejętnościach wokalnych i wierz mi znam się na tym dobrze bo sam wiele lat śpiewałem pod okiem zawodowców). Bez obrazy ale albo dostałeś hajs za to albo się czegoś naćpałeś. Słuchałem tej płyty kiedyś i dziś bo chciałem się upewnić i wybacz ale dając za taki materiał 10/10 kpisz z naprawdę zajebistych materiałów, które tak rzadko wychodzą na naszej scenie. Płyty 10/10 to produkcje do których wraca się po latach i słucha z takim samym smakiem jak kiedyś. Być może w przypadku tej płyty też tak jest....w paru przypadkach. Z resztą o czym my rozmawiamy skoro płycie Parzel/Siwers dałeś 4.

    OdpowiedzUsuń