Z pewnością nie wszyscy czytelnicy
bloga przeczytali moją garść hejtów na zamieszanie wokół
"Jesteś bogiem", więc przed przejściem do dalszej części
polecam nadrobienie tamtego tekstu, ponieważ nie będę tutaj zbyt
dokładnie rozwijał niektórych kwestii niezwiązanych stricte z
filmem. Przypadkowo obejrzałem tę produkcję, więc postanowiłem
zrobić z tego użytek: przestrzec, żeby nikt nie popełnił takiego
błędu jak ja i nie stwierdził, że 24zł to dobra cena za ten
szmatławiec. Wolałbym wydać te pieniądze na ostatnią płytę
O.S.T.R.-a - przynajmniej mógłbym ją rytualnie rozjebać. Po
wyjściu z seansu jedyne co mogłem rozjebać to buty, kopiąc ze
złości we wszelkiej maści śmietniki i barierki z myślą "dałem
zrobić się w chuja, jak to kurwa możliwe".
Na wstępie zaznaczam jeszcze, że
żaden ze mnie koneser filmowy. Zaryzykowałbym nawet określenie
filmowego nolife'a, ponieważ od paru ładnych lat średnio w roku
oglądam 4-5 filmów (wiadomo, że niektórzy filmomaniacy potrafią
tyle łyknąć w ciągu jednego dnia). Niemniej trochę w życiu
obejrzałem, więc raczej uniknę rozpływania się nad chujowymi
rzeczami (tak mi się wydaje).
Pierwsze, co rzuca się w oczy to
oczywiście początkowy napis "film oparty na faktach".
Tak, wiem, że taka informacja nie jest w 100 procentach wiążąca i
wcale nie jest równoznaczna z "film to 1:1 historia z życia",
jednak faktem jest, że wprowadza ludzi w błąd. Zwłaszcza tych,
którzy historię zawartą w tym obrazku znają piąte przez
dziesiąte, albo nawet poznali ją podczas projekcji. To te zjeby
teraz histeryzują na FB, kupują "Kinematografię" itd.
Normalny człowiek (czyt. Ja) w miarę pojawiania się kolejnych,
mocno przerysowanych scen. mimowolnie zniechęca się do filmu.
Po tym przydługim wstępie odpowiedzmy
sobie na jedno, bardzo ważne pytanie: o czym konkretnie jest jest
film? Teoretycznie miało być o Paktofonice. Wyszła biografia
Magika z wątkiem jego ostatniego składu w tle. WTF?! Na samym
początku poraziło mnie zamknięcie tematu Kalibra dosłownie w
kilkunastu scenach tak, jakby nie miało to żadnego znaczenia dla
późniejszego rozwoju wypadków. Przecież to było niezwykle ważne!
Bez względu na to, czy pan reżyser kręcił film o Magiku, czy też
o jego kolegach.
Tak naprawdę to na tym podrasowaniu
faktów opiera się cała fabuła filmu. Biedny Magik nie mógł
dogadać się z kolegami z zespołu, to znalazł nowych (a raczej oni
jego), więc nagrywali i palili fajki zamiast iść do pracy.
Niejedno serce z pewnością zostało poruszone. Jednak fakty są
nieubłagane i w niedawnym wywiadzie dla gazeta.pl przetoczył je
nawet ex kolega z zespołu, czyli AbraDab:
Mówię o scenie, w których Magik
wyciąga z kieszeni 15 złotych, żeby wykupić jeszcze kilka minut w
studiu - to jakaś abstrakcyjna scena. Już na nagranie pierwszej
płyty Kalibra mieliśmy wykupione 1000 godzin w jednym z najlepszych
studiów w Katowicach.
Trochę zgrzyt. Przecież byliśmy już
wtedy po dwóch płytach Kalibra, mieliśmy menedżera, graliśmy
mnóstwo koncertów i naprawdę były z tego niezłe pieniądze.
W świetle tych informacji cały film
nadaje się do kosza. Nie ma w tym ani krzty przesady. Jeżeli ten
niedojebany reżyser raczyłby bardziej trzymać się faktów, to
nie byłoby czego zbierać. Cała dramaturgia budowana wokół
biednego Magika co zapomniał wózka z marketu i którego prześladują
reklamy ;( rozsypuje się w drobny pył.
Odstawmy jednak gdybanie na bok i
oceńmy całość jako luźno oparty na faktach film o (niestety)
jednym z najbardziej znanych rapowych zespołów w Polsce. Pytanie nr
1: czy aktorzy byli podobni do swoich pierwowzorów? O ile w
przypadku Magika jakieś tam podobieństwo jest (chociaż jest chyba
zbyt dobrze zbudowany, ale tego nie jestem pewny), to analogii
filmowego Rahima do jego odpowiednika z rzeczywistości nie
stwierdzono. Fokus jest trochę na pograniczu, jednak nadal nie jest
to takie podobieństwo, jakiego – nie oszukujmy się – byśmy
oczekiwali. Nabardziej mierzi mnie ten Rahim, ponieważ jak już
pogodzisz się z faktem, że Fokus przypomina siebie w jakichś 5%,
to przyłazi Dawid Ogrodnik i zastanawiasz się, czy aby na pewno na
potrzeby filmu autor scenariusza nie postanowił poszerzyć zespołu
o jakieś nowe osoby.
Czas więc na pytanie nr 2 (które
częściowo wiąże się z nr 1): czy aktorzy dobrze zagrali swoje
role? Dlaczego powiązane z jedynką? Z prostego względu, jeżeli
aktorzy są mało podobni do pierwowzorów, to z pewnością o ich
wyborze musiały zadecydować jakieś inne czynniki, a raczej
konkretne umiejętności aktorskie. Gdzie tam. Nie mówię, że jest
to zagrane tragiczne, ale lepsza jest losowa rola z losowej komedii
polskiej z lat '90. W "Jesteś bogiem" radę dał jedynie
Marcin Kowalczyk, który momentami faktycznie przypominał Magika do
złudzenia (w każdym calu). Pozostali ot, zagrali sobie. Raz lepiej,
raz gorzej, bez rewelacji i bez wczucia się w rolę, co w takim
filmie wydaje się niezbędne. Ale pewnie to tylko opinia filmowego
laika, a rację mają przyznający nagrody temu ścierwu.
Wcześniej trochę pisałem o całej
fabule, więc skoro została podkoloryzowana, to pewnie sądzicie, że
w związku z tym film jest łatwiej przyswajalny i wszystko zamiast
siermiężnego podawania faktów "bo tak było" po prostu
sobie płynie? Oczywiście, że nie. Sposób podania całej historii
jest dla mnie po prostu żenujący. Najpierw początek, który jest w
miarę w porządku i akcja toczy się dość wartko, natomiast w
środkowej części filmu 2 lata zostają rozciągnięte do tego
stopnia, że podczas oglądania nerwowo zerkasz na zegarek z rodzącym
się w głowie pytaniem: "ile to jeszcze kurwa będzie trwało"?
Po przedostaniu się przez zasieki
rozwiniętej fabuły docieramy do końca, gdzie akcja nagle znowu
zaczyna płynąć i moment kulminacyjny odgrywa się tak naprawdę z
chwili na chwilę. Chociaż pewnie powinienem zapisać to na poczet
plusów, bo przynajmniej cała sala nie wstrzymywała oddechu i nie
wstawała z krzeseł (względnie nie klaskała po lądowaniu, jak to
polacy cebulacy mają w zwyczaju). To akurat zostało jeszcze jakoś
tam ujęte, ale festiwal żenady zaczyna się już na sam koniec
filmu: zdjęcia zeszytu zapisane jakimiś ostatnimi słowami
człowieka, który słowa takiego jako "honor" nie zna
nawet ze słownika, potem zaś najbardziej przeruchana fotografia
głównego zainteresowanego i patetyczny dopisek w hołdzie magikowi
czy coś takiego. I znowu pytanie: czy miał to być film o
Paktofonice, czy biografia magika z PFK w tle?
Dobrze został za to oddany klimat lat
'90, Śląska i blokowisk. W ujęciach, kiedy akcja dzieje się na
dworze kurz i brud czuć w powietrzu. I w zasadzie jest to jedyna
rzecz, za którą mogę z czystym sumieniem pochwalić ekipę
patałachów odpowiadających za to dziełko.
Apogeum beki następuje w momencie,
kiedy po wyjściu z kina uświadamiasz sobie, że ta kiepska
ekranizacja równie kiepskiego scenariusza, wydanego pod egidą
lewackiego ścierwa, opartego na wątpliwej jakości historii
najbardziej przehajpowanego zespołu w historii polskiego rapu, do
tego podlewanego psychofaństwem do Magika dostał jakieś nagrody. W
jakim stanie musi być polska kinematografia, skoro tak wybrakowany
obrazek dostaje jakieś Złote Lwy i inne Kaczki? Po bece następuje
zaś smutna refleksja, że portfel odchudzony o te 24zł (ceny
warszawskie) prezentuje się gorzej, a ty nie zyskałeś dosłownie
nic. No w moim przypadku tekst na bloga, ekstra.
3/10
KABI OGARNIASZ JAKIEŚ KSIĄŻKI ORAJĄCE LEWICĘ? CO POLECASZ? CZYTASZ AUSTRIACKICH EKONOMISTÓW CZY TYLKO BLOG KORWINA? ODP WAŻNE
OdpowiedzUsuńKabi próbuje udowodnić czytelnikom, że nie jest lewakiem!
OdpowiedzUsuńPotwierdzone info
No i znowu kompromitacja, może Ty jednak zostań przy recenzowaniu polskiego rapu, bo wyraźnie się gubisz w innych kwestiach i wychodzi z Ciebie sfrustrowany gimbus?
OdpowiedzUsuńNo bo to przecież komedia jest, że zarzucasz filmowi, który nie jest dokumentem, a zwykłym fabularnym bodajże dramatem to, że nie jest zgodny z faktami. To ma być i jest artystyczna wizja reżysera oparta na faktach tj na tym, że był tam sobie kiedyś taki zespół jak Paktofonika i był w nim sobie Magik. To nie jest i nigdy nie miał być film dokumentalny o Paktofonice.
Każdy kto miał choć krztę oleju w głowie i orientował się w tematyce tego filmu wiedział, że będzie to laurka wystawiona Magikowi, tylko biedny Kaaban myślał, że idzie do kina na film dokumentalny o Paktofonice i teraz wpatrzony w portet Janusza Korwina-Mikkego smutno pochlipuje, że nikczemni lewacy (wtf?!) znowu go oszukali.
dokladnie co ty myslales ze w ostatniej scenie korwin i ślizgerzy będą hejtować magika ?
OdpowiedzUsuńdorośnij kabi
problem polega na tym, że 95% widzów nie ma tej "krzty" oleju w głowie. Poza tym teraz ten reżyser twierdzi, że pokazał tam prawdę, BO WIDZIAŁ FAKTURY. Beka
OdpowiedzUsuńdobrze prawisz kaban.
OdpowiedzUsuńimo postac magika nie byla w ogóle intrygująca. była mdła, płaska i kurwa po prostu GŁUPIA.
no dokładnie przecież Ci ludzie utrzymują że to są fakty lekko zmanipulowane HEHE
OdpowiedzUsuń95% widzów? Skąd te obliczenia?
OdpowiedzUsuńRecenzja mega słaba.
z hajpu w gimnazjach
OdpowiedzUsuńŚląsk to nie tylko kurz i brud, ale przecież Ty wiesz najlepiej. Czekam na recenzje książek dzisiejszego noblisty oraz opinie o pracach naukowych na temat Naddniestrza...
OdpowiedzUsuń"Poza tym teraz ten reżyser twierdzi, że pokazał tam prawdę, BO WIDZIAŁ FAKTURY. Beka " nie reżyser twierdzi że widział faktury, tylko autor książki na podstawie której powstał film
OdpowiedzUsuńNie bądź takim materialistą, wyluzuj. !
OdpowiedzUsuń