19.11.2012
Miuosh - Prosto Przed Siebie [2012]
Zgodnie z założeniami „Prosto przed siebie” z poprzednimi płytami miał łączyć tylko tytuł zaczynający się od litery P. Jednak Miuosh zgodnie z zasadami biznesu (jednak niekoniecznie progresu) poszedł na łatwiznę i wydał „płytę stanowiącą poprzedniej płyty riplej”. To jeden z powodów dla których zwlekałem z recenzją tego albumu – przez niemal miesiąc głowiłem się, co takiego widzą ludzie w tej produkcji. Moje poszukiwania zakończyły się rzecz jasna fiaskiem.
Z drugiej strony przypieczętowanie niewątpliwego sukcesu „Piątej strony świata” było krokiem roztropnym, jednak raczej z punktu widzenia quasi wytwórni pokroju Step Recrods. Poczynania Miuosha oraz Fandango śledzę niemal od początku i jestem zwyczajnie zawiedziony tym, że raptem 26 letni raper już zajmuje się odcinaniem kuponów.
Na szczęście nie miałem przyjemności pisać recenzji poprzedniego krążka rapera z Katowic, dlatego nie mogę (jak to mam w zwyczaju) odesłać czytelnika do starszego tekstu w momencie, kiedy znowu przychodzi mi pisać o płycie podobnej do poprzedniczki. Zacznijmy więc od bitów, które akurat zaskoczeniem nie są – nigdy nie wymagałem od nikogo zmiany brzmienia na siłę, jeżeli ktoś odnajduje się w samplach to proszę bardzo, niech nawija pod nie całe życie. Już w wywiadach po poprzedniej płycie Mouosh zapowiadał, że wreszcie odnalazł swoje brzmienie i będzie się go konsekwentnie trzymał.
Jak powiedział – tak zrobił. Płyta niemal w całości oparta jest o sample, podobnie jak poprzedniczka. Wykonując taki ruch Miuosh raczej już ostatecznie odciął się od mrocznych klimatów, które możemy kojarzyć z „Pogrzebu”. Raczej nie ma się co rozwodzić – wpadek nie zanotowano, szczególnych przebłysków również nie. Na uwagę zasługuje fakt, że mimo dość sporej ilości producentów (10 przy 15 utworach) brzmienie płyty jest bardzo spójne. Nie będę wymieniał żadnego z osobna, nikt nie odstaje od bardzo dobrego poziomu i jest to chyba najlepsza rekomendacja.
Jednak na tej płycie sample pełnią też inną rolę – ocieplają miejską surowość zawartą w tekstach Miuosha. Wprawdzie jest to trik znany już z poprzedniego albumu, jednak i tutaj odgrywa dość ważną rolę. Bez nich całość wędrowałaby bardziej ścieżką wytyczoną przez „Pogrzeb”, aniżeli „Piątą stronę świata”.
W kwestii tekstów niestety, ale nie usłyszymy nic nowego. Nie rozumiem czemu w chórze zachwytów nad „Prosto przed siebie” nie słyszę choćby jednego głosu na ten temat. Przecież w tym aspekcie Miuosh już od jakiegoś czasu kręci się w kółko – miejski syf, jest ciężko, Śląsk, nie oglądam się za siebie, udało mi się. Reprezentant Katowic sprawdzone menu serwuje nam również na tym albumie i tak naprawdę jest to ostatni moment, kiedy nie zapisuję tego na poczet minusów. Przy kolejnym albumie nie będzie już taryfy ulgowej.
Tak naprawdę największą różnicą między tą a poprzednią płytą są goście. Kolaboracjami Pyskaty x W.E.N.A. x (wstaw dowolnego rapera) już rzygam i tutaj nic się w tej kwestii nie zmienia. Założyciel Aptaun jest już wyraźnie zmęczony ilością featuringów, zaś jego podopieczny po podkreślaniu w każdym możliwym miejscu, że on jest tekściarzem i nie będzie eksperymentował, nagle postanowił pobawić się w przyśpieszenia, co wyszło delikatnie mówiąc bardzo nieudolnie. HiFi mimo, że w duecie brzmi znacznie lepiej, to i tak nie jest to nawet cień poziomu z 23:55. Na pochwałę zasługuje Ero, który (poza ostatnim wersem) przyłożył się do swojej zwrotki. Podobnie postąpili Bisz i Joka, jednak oni poszli o krok dalej i zjedli gospodarza (nie lubię tego sformułowania, jednak tutaj pasuje jak ulał).
Wbrew obiegowej opinii nie mamy tutaj do czynienia z żadnym albumem roku. Owszem, rap Miuosha może się bardzo podobać, jednak bez żartów: płyt roku nie przyznaje się za powielanie schematów. Miejmy również świadomość, że chwaląc tę produkcję przykładamy rękę do hodowli kolejnego przypadku, który ma dużą szansę cierpieć na syndrom Adama O. z Łodzi, czyli „chuj, że robię cały czas to samo, ważne, że schodzi”. Nie mówię, że to już ma miejsce, ale są ku temu dość sprzyjające warunki. Tymczasem nie wpisując się w ogólny trend daję 7/10, bo mimo wszystko płyta nadal jest bardzo solidna z plusem jednak nic poza tym.
7/10
kurwa, cała recenzja to zjeby słane na płytę, a potem 7/10.
OdpowiedzUsuńBędzie recenzja nowego Onara>
OdpowiedzUsuńA Radio 8/10
OdpowiedzUsuńRADIO PEZET 8/10
OdpowiedzUsuńNo właśnie Radio Pezet 8/10
OdpowiedzUsuńCO Z OCENĄ MARSZU DO KURWY
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=jDGar-JPc6w&feature=BFa&list=ULYX27QF2kM6s Enson (2:28) duży progres, co Kaaban?
OdpowiedzUsuńMARSZ OCENIAM NA 10/10
OdpowiedzUsuńTAK RADIO PEZET 8/10
BĘDZIE NOWY ONAR NIEDŁUGO
ŚLĘ KURWY CAŁĄ RECENZJĘ, PONIEWAŻ WSZYSCY PODKREŚLAJĄ JAKIEŚ WYDUMANE WADY TEGO WYDAWNICTWA, TA RECENZJA TO KONTRA DO TYCH, KTORE JUŻ SĄ W SIECI, MYŚLAŁEM, ŻE PODKREŚLIŁEM TO DOŚĆ WYRAŹNIE
RADIO PEZET 8/10 == JESTEM LEWACKIM POMIOTEM
OdpowiedzUsuńtam wyżej miało być"wydumane zalety", ty wyżej sam jesteś
OdpowiedzUsuńnie jestem
OdpowiedzUsuń