Początek nowego roku zawsze jest dobrym, choć tylko symbolicznym momentem na zmiany w życiu. Dla jednego będzie to zrobienie prawa jazdy, dla drugiego rzucenie szlugów. Osoby ambitniejsze powiedzą coś o zmianie pracy, bądź ukończeniu kolejnego etapu niekończącej się edukacji. Również u mnie coś się kończy, coś się zaczyna.
Nie jest to wynik noworocznych przemyśleń ani pijackiego zakładu, tylko decyzja, którą podjąłem ponad miesiąc temu. Nie chciałem wprowadzać jej w życie z dnia na dzień, poza tym porzucenie bloga miesiąc przed styczniem (#popek) byłoby delikatnie mówiąc niepoważne. 2013 się skończył, więc już nic mnie tu nie trzyma. Powodów jest aż nadto.
Przede wszystkim: mimo, ze jestem outsiderem to i tak w jakimś stopniu przynajmniej zahaczyłem o środowisko, w stopniu mniej lub bardziej prywatnym. Poza tym posiadaniu takiej wiedzy sprzyja Glam Rap. Już nawet nie próbuję wierzyć w brak hipokryzji, ale to co dzieje się na polskiej scenie, przekracza wszelkie granice: wszyscy uważają się (nie mylić z "mówią", oni naprawdę się uważają) za najlepszych i jadą przy tym 90% sceny.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zawsze od tej "chujowej sceny" są wyjątki w postaci znajomych. W ten sposób Tede hejtuje truskul, po czym nagrywa płytę z Dioxem. Eripe nie ma flow, ale pisze wersy jakby był polskim Jay'em, następnie występuje u Słonia i w całej sytuacji nie widzi nic dziwnego. Nawet Zeus, który do tej pory wydawał się być dość bezkompromisowy, bez skrupułów dogrywa się wszystkim jak leci (z Buczerem włącznie), a na koniec roku propsuje Tomba, Solara i Białasa.
Ktoś powie, że to strasznie naiwny punkt widzenia i chyba mnie pojebało, jak tak myślałem. Może i tak, natomiast rap to nie polityka i NIE JEST nieodłącznym składnikiem rzeczywistości, dla którego trzeba iść na jakieś kompromisy.
Kolejna kwestia to sprawy finansowe. Fakt, że dla zajawki i samorealizacji, ale wykonuję tutaj pracę na 1-1,5, jak nie 2 etaty. Załóżmy, że średnia długość płyty to 50 minut, a do rzetelnej recenzji trzeba przesłuchać ją 4 razy. 50x4=200minut, czyli niemal 3,5 godziny. Do tego jakaś godzina-dwie na napisanie, zaokrąglijmy do 5. Poza recenzjami powstawały (chociaż w znacznie mniejszym stopniu, niż to zakładałem) inne teksty, które wymagają riserczu itd. Do tego dodajmy konieczność bycia "na bieżąco".
Jak widzicie są to potężne ilości czasu, które mogłem poświęcać wcześniej, ale nie mając 24 lata. Tak, zapowiedziałem powstanie portalu, ale przed rozkręceniem trzeba byłoby do niego dokładać zarówno czas, jak i pieniądze. Co najmniej przez rok. Dla mnie to za długo. Inna kwestia, że nawet przy założeniu, że poświęciłbym ten czas, to i tak na końcu tęczy nie czeka żaden garnek ze złotem (jak w przypadku raperów), a co najwyżej garść bilonu.
Na szczegóły bonusów typu pogróżki od raperów szkoda miejsca i waszego czasu. Powiem tylko, że Mielzky wypisywał i wydzwaniał do mnie kilkanaście/kilkadziesiąt razy, Nieuk stalkował mnie na fb imputując, że jestem do niego uprzedzony, stąd moje hejty na jego twórczość (cała Polska uprzedzona do Nieuka!), a Plejer po mojej opinii na temat jego albumu wysmarował wiadomość o treści "zdechnij kurwo, bez odbioru". Ta kwestia absolutnie nie rzutowała na moją decyzję, piszę dla moich potencjalnych następców/naśladowców - wiedzcie, że musicie się na tego typu atrakcje przygotować. Oczywiście są to tylko przykłady, a nie wszystkie sytuacje, jakie mnie spotkały.
Ogólnie rzecz biorąc to mógłbym zostać w grze, ale w sytuacji wyrabiania konkretnej pensji. Pod hasłem "konkretna" nie mam na myśli paru stów, a co najmniej te 2k do reki. W tym punkcie również nie mam złudzeń: w Polskim rapie takich pieniędzy dla recenzentów nie ma, a przynajmniej nie dla tych, którzy stawiają przede wszystkim na rzetelność i bezkompromisowość. W końcu to za moją sprawą ileś osób nie kupiło kolejnej szmiry ze Stepu, albo stwierdziło, że koszulka z napisem "HIP HOP ZMIENIŁ MOJE ŻYCIE" jest przypałowa na równi ze skarpetami do sandałów.
Podsumowując: 1 203 002 wyświetleń, 1990 lajków i 3890 komentarzy w 21 miesięcy, bez reklamy i wchodzenia w dupę komukolwiek, zaczynając tak naprawdę od "bycia Kaabanem ze ślizgu", to wynik z którego jestem dumny i który pokazuje, że "się da". Trzeba tylko chcieć i mieć na siebie pomysł. Plus nieco mniej lat, ponieważ 24 to czas, kiedy "należy rozejrzeć się za jakąś pensją". Milion przed trzydziestką sam się nie zrobi. Szukajcie mnie na projektach, politycznych internetach i fb.com/prawica.zdr, który nadal prowadzę.
Dzięki wszystkim, RADIO PEZET 8/10