30.06.2013

Kanye West - Yeezus [2013]

5 komentarze
Jakże inaczej mógłby brzmieć tytuł kolejnego albumu największego egocentryka, ale również i wizjonera współczesnego rapu? Yeezus to kolejny krok potwierdzający, że hip hopowe ramy już od dawna są dla Kanye’go za ciasne. [czytaj całość]
Continue reading →
29.06.2013

Heavy Mental - Heavy Mental [2013]

4 komentarze

Informacja o dokooptowaniu składu Heavy Mental do Szpadyzor Records była (z pewnością nie tylko dla mnie) zaskoczeniem. Wcześniej wytwórnia ta stawiała przede wszystkim na znajomych, od czego wyjątkiem był Mielzky. Z tym, że dawny hejter Gurala miał już jakiś fanbase, czego nie można powiedzieć o najświeższym nabytku labelu.

Heavy Mental to przede wszystkim chamskie przywłaszczenie powszechnie znanego wyrażenia. Z pewnością dzięki temu youtubowy licznik niejednokrotnie został zasilony przypadkowymi osobami, które szukały albumu Killah Priesta, bądź filmu o tym samym tytule. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem takich rozwiązań i odczytuję to jako "nie jestem pewny materiału, więc przyciągnę uwagę w inny sposób".

Poza tym w skład zespołu wchodzą: zeszłoroczny Młody Wilk Popkillera, czyli Biak, Młody MD, którego kojarzyć możemy przede wszystkim z MeriDialu, oraz DJ HWR, znany z tego, że nie jest znany.

Zanim zacznę pastwić się nad niedoskonałościami tego projektu, chciałbym wyraźnie zaznaczyć tudzież podkreślić dobitnie jedną rzecz: dzięki tej płycie przekonałem się do Biaka, zaś moje hejty sprzed roku były nieco na wyrost. Po przesłuchaniu całości "kupuję" jego styl, który niewątpliwie posiada.

Z niekwestionowanych plusów to tyle, do pozostałych kwestii ciężko nie mieć większych lub mniejszych (najczęściej tych pierwszych) zastrzeżeń. Przede wszystkim kiedy w końcu polscy producenci zrozumieją, że jeżeli chcą zrobić całą płytę na boom bapach, to należy NAPRAWDĘ się do tego przyłożyć?

Jeżeli już wchodzisz w te buty, to musisz tworzyć nowojorskie podkłady z krwi i kości, jak chociażby Święty na "Panu Kolczastym" Jeżozwierza. Jeżeli ktoś nie potrafi, albo ma zamiar wykonać je na pół gwizdka, to niech od razu sobie odpuści. W ten schemat doskonale wpisuje się Młody MD, który odpowiada za produkcyjną jednostajność i bezbarwność albumu. Założenia słuszne, wykonanie takie sobie, ostatecznie całość zlewa się w jeden długi bit.

Ta bezpłciowość jest miejscami tuszowana przez DJ-a, ale przecież scratche i cuty nie będą zajmowały całych utworów, a jedynie ich fragmenty. Konieczność udziału drapacza płyt w klasycznym przedsięwzięciu jest bezdyskusyjna, dlatego plus za to, że jest stałym elementem układanki, a nie tylko gościem w niektórych numerach.

Na majkach udzielają się wspomniany wcześniej Biak oraz Młody MD. Do tego pierwszego nie mam większych zastrzeżeń, chociaż nie rzuca na kolana. Ma ciekawy i dobrze dopracowany w kwestii flow, leniwy styl, natomiast tekstowo brakuje tutaj jakiegoś prawdziwego błysku. Znacznie gorzej przedstawia się sytuacja członka MeriDialu i jego rapowej (oraz tekstowej) niepełnosprawności. Brak flow, częstochowskie rymy, do bólu przewidywalne teksty - może jednak lepiej ograniczyć się do roli producenta?

Tematycznie jest to typowa płyta o wszystkim i o niczym, żaden z numerów nie zasługuje na specjalne wyróżnienie. Podobnie zresztą jak goście, którzy po prostu gdzieś tam się przewinęli i wpisali w bezbarwność płyty.

Nie mam pojęcia, jakim cudem ta produkcja ukazała się na rynku. Może Kwiatek ma po prostu słabość do klasycznego rapu (vide: Mielzky) i stąd jego wybory? Biak ma potencjał, ale koledzy z zespołu nadają się do natychmiastowego odstrzału, bez szans na powrót.

6 - 0,5 za chujowego Młodego MD = 5,5/10



Continue reading →
28.06.2013

Kaiteu/Bedi - Jak Nas Pozmieniało [2013]

2 komentarze

Mimo braku zarówno promocji jak i feedbacku, "Jak nas pozmieniało" prawdopodobnie zajmie pierwsze miejsce w rankingu niewypałów pierwszej połowy 2013. Mieć tyle potencjału i tak go marnować, zieeeeeeeeeew.

Po zupełnej klapie "Tybetańskich Pszczelarzy" Kaiteu trochę zamulił z solowymi materiałami i ograniczył się jedynie do pojedynczych numerów/featów. Płyta z Bedim miała być wyjściem z tej sytuacji i krokiem do przodu. Tymczasem jest to krok w tył.

Wydawać albumy na takim poziomie to kpina, niezależnie od tego, czy jest to podziemie, czy legal. Smutne jak pizda, klasyczne bity od Wrednego nie powinny nigdy wyjść poza szkic szkicu. Niewiele lepsze są podkłady od Szopsa (jakiś odrzut?) i Pietza.

Na tak miernej warstwie muzycznej postanowili posmęcić sobie dwaj koledzy. Bedi powinien zmienić ksywę na "Biedny", bo reprezentuje poziom niższy, niż niejeden niedzielny raper - dukanie, niepewność na majku, banalne teksty.

Zdecydowanie większe możliwości posiada Kaiteu, ale na tej płycie nie pokazuje ich nawet przez moment. Wprawdzie płynie po podkładach, ale umówmy się: to żaden wyczyn. Teksty również pozostawiają wiele do życzenia, zaś wiele z nich jest na poziomie słynnego "nie jestem z mydła", czyli ultraniskim.

Szczerze mówiąc, to nie widzę żadnego sensu wydawania takiej bylejakości. Podobnie zresztą jak współpracy z chujowymi kolegami, którzy nie tyle zaniżają poziom, co sprowadzają go do rynsztoku. Album to klęska na całej linii i (chyba) zakończenie kariery nieźle zapowiadającego się rapera. Szkoda.

3/10


Continue reading →
26.06.2013

Szops - Goodlife [2013]

12 komentarze

Kiedy pół roku temu patrzyłem na listę zbliżających się premier, Goodlife plasowało się w okolicach pierwszej piątki, może nawet trójki tych najbardziej oczekiwanych. Wprawdzie single nie rzucały na kolana, jednak napawały lekką nadzieją w stosunku do tego, co przyniesie całość. Suma summarum okazało się, że zredukowanie gości do zaledwie 9 było karkołomnym pomysłem.

Z drugiej strony przyjmowanie "Synonim Whiskey" za punkt wyjściowy do rozważań nad tą produkcją również nie ma większego sensu - w porównaniu z tamtym albumem Szops jest już zupełnie innym producentem, którego z czasami sprzed 4 lat nie łączy już niemal nic, no może poza pojedynczymi raperami, którzy pojawili się na jego obu płytach.

Przypomnijmy, że premiera tego albumu była wielokrotnie przesuwana, zaś gospodarz tłumaczył się głównie chęcią dopieszczenia całości i osiągnięcia zadowolenia ze swoich prac, bez przymykania oko na cokolwiek. Przyznaję, że te ambitne założenia udało się spełnić, ale tylko w kwestiach, za które bezpośrednio odpowiadał on sam.

Bez cienia przesady można stwierdzić, że na przestrzeni ostatnich paru lat mało było płyt wyprodukowanych lepiej, niż ta.  Składa się na to wiele czynników, ale przede wszystkim fakt, że praktycznie nie uświadczymy tutaj wiodącej roli klasycznych sampli. Ich role przejęła cała plejada brzmiących naprawdę naturalnie intrumentów. Nieważne, czy chodzi o klawiszowe, smyczkowe czy też szarpane. Nawet werble nie dudnią tutaj tak siermiężnie i sztampowo jak u przeciętnego, czy nawet solidnego producenta.

To za ich pomocą, oraz inspiracjami wykraczającymi poza rap Szops buduje muzyczny klimat, którego nie da się zamknąć w konkretne ramy. Usłyszymy tutaj zarówno bity bardziej energiczne ("Siema, pobudka", "Cuda się nie zdarzają"), spokojniejsze ("Mam klucz do twoich powiek"), jak i mające zdecydowaną przewagę smutno-melancholijne ("Łańcuch przeżyć", "Moja walka") bity. Tworzy to delikatny burdel, chociaż i tak każdy jeden numer jest powiązany z sąsiadem wspólnym mianownikiem, którym bez wątpienia możemy nazwać oryginalność brzmienia Szopsa.

Jak to zwykle w takich wypadkach bywa, świetne przygotowaną część pierwszą koncertowo spierdolili raperzy. Laika jest na tej płycie po prostu za dużo i - poza "Kolorami sznurowadeł" - zwyczajnie męczy, zwłaszcza w takich kawałkach jak #SWAG. Poza nim radę dali Bonson, Człowień, niezawodny Finker i... to tyle. Tak, dokładnie tak. Poza tą czwórką mamy nadmiar męczącego się i stękającego Bisza, beznadziejnego Mroka,  chujowego Pawła Wu i bezbarwnych VNM-a oraz PeeRZeta. To naprawdę za mało jak na płytę opartą o TAKIE bity.

Poza naszymi krajowymi miernotami dostajemy również dwa numery instrumentalne. Zarówno opartego w dużej mierze o klawisz "Soulmusic" (chociaż potem ciekawie zmieniającego się wraz z aranżem), jak i gitarowo-klawiszowego "The End?" słucha się z wielką przyjemnością i zagwozdką, czy aby na pewno ta płyta nie brzmiałaby lepiej bez raperów?

To ostatnie zdanie poprzedniego akapitu doskonale podsumowuje moją opinię na temat "Goodlife". Świetny pomysł, (częściowo) świetne wykonanie, beznadziejnie dobrani goście (gdzie są znani z poprzedniej płyty chociażby Gedz lub Kaiteu?!), którzy spierdolili miesiące (czy nawet lata) morderczej pracy producenta. Bezsensu.

6/10





Continue reading →
25.06.2013

KOMENTARZ KAABANA: Solar vs LaikIke1

3 komentarze
Continue reading →

Ry23 AKA Ramona 23 - Uliczny Folwark [2013]

5 komentarze

Po wczorajszym wpisie na temat płyty Rafiego, przyszedł czas na jego kolegę z zespołu. Rok temu pisałem, że Ry23 od kilku lat stoi w miejscu. Tegoroczny album nic nie zmienia w tej materii.

Różnica między oboma członkami RR Brygady jest taka, że Ramona posiada wypracowany styl i jakieś umiejętności. Jednak co nam po tym, skoro nagrał kolejną (którą to już z rzędu?) płytę o tym samym, w dodatku opartą na tych samych bitach?

"Uliczny Folwark" to kolejna poznańska produkcja o żenująco wąskim spektrum tematów. Na 14 numerów połowa to quasi bragga, które przez to, że gospodarz od lat stoi w miejscu, zwyczajnie nie ma racji bytu.

Druga połowa skupia się na wyimaginowanych problemach codziennego życia. Nie twierdzę, że w Polsce żyje się świetnie ale na tym albumie jesteśmy atakowani demagogiami. Są one o tyle paskudne, że zostały spłodzone w relatywnie bogatym Poznaniu i okolicach.

Za oprawę dźwiękową odpowiada Greg z Milionów Decybeli, czyli jednokopytność brzmienia i grające w tle pianinko nie powinny być dla nikogo zaskoczeniem. Jeżeli tak ma wyglądać produkcja, to ja postuluję o powrót do sampli.

Nie pomagają również  dobrani wg klucza "koledzy" goście. Poza PeeRZetem i refrenami Rudiego cała reszta featów jest zbędna i tylko obniża - i tak już niski - poziom płyty.

Jak pisałem na początku - całość ratuje tylko i wyłącznie wypracowana przez lata stylówka gospodarza. Zamiast wydawać średnio 2 płyty na rok polecałbym Ramonie wreszcie nad jakąś przysiąść, bo nadal tkwi w nim pewna doza potencjału.

3/10



Continue reading →
24.06.2013

Rafi - 10 [2013]

25 komentarze

Rafi aka mam 37 lat i dalej nie nauczyłem się rapować aka gdyby nie koledzy, to nikt by mnie nie słuchał aka obnoszę się z byciem wackiem. Tylko po co to wszystko?

Szpadyzor Records, czyli w kwestii kumoterstwa ścisły top polskich wytwórni, atakuje nas kolejną produkcją z miasta słabych raperów.

Tym razem jest to druga legalna płyta od Rafiego. Znając możliwości członka RR Brygady nie należało spodziewać się szału, jednak Degustator (jak to brzmi?!) w wielu miejscach przekracza tę granicę, oczywiście odpływając w stronę niesłuchalności.

Tekstowo jest to najbardziej banalna, miałka i wtórna płyta spośród tych, które wyszły w pierwszym półroczu 2013 roku. Numerom o tym jak jest ciężko, przeplatanych marnymi storytellingami brakuje choćby odrobiny wyrazu.

Podobnie jest z bitami, z których niemal wszystkie zostały zrobione na jedno kopyto, żeby tylko gospodarz nie wypierdolił się za dużo razy tak, jak w refrenie "Plemienia".

Co ciekawe gospodarz zdaje sobie z tego sprawę, jednak usilnie wmawia nam, że chodzi o "przekaz", "rap we krwi", "serce do rapu", a wtórność nie ma żadnego znaczenia. Jest to postawa godna pożałowania i spadku do najgłębszego podziemia, a nie pobycie na OLiS-ie.

Nagrać z całą świadomością chujową płytę, wydać ją legalnie i jeszcze wbić na Oficjalną Listę Sprzedaży? Z pewnością ruchanie słuchaczy to jedyne, co się udało Rafiemu przy okazji premiery tego albumu. W poprzednim zdaniu oczywiście miałem na myśli gimbusów, bo nikt normalny tego gówna nie kupi.

1,5/10




Continue reading →
22.06.2013

Kuba Knap - Bez Nerwów, Bez Złudzeń [2013]

8 komentarze

Jeżeli chodzi o ostatnie nabytki Alkopoligamii, to zdecydowanie najbardziej czekałem na materiał Kuby Knapa. Nie licząc „Serwusa”, który i tak wyszedł niezależnie od wytwórni, tak się złożyło, że to właśnie on wydał płytę jako pierwszy. I dobrze, chociaż teraz poprzeczka postawiona przed jego kolegami stoi znacznie, znacznie wyżej, niż jeszcze pół roku temu.

Jednak nie przesadzajmy z wychwalaniem Knapa i zacznijmy od minusów: zasadniczym problemem tej produkcji jest względna nierówność. Przypomnijmy, że mamy do czynienia z albumem, na którym znalazło się zaledwie 10 numerów, więc wymagania odnośnie ich poziomu są bardziej wyśrubowane, aniżeli przy dłuższych tracklistach.

Przy 9 (nie licząc intra) pełnoprawnych trackach 2-3 nietrzymające poziomu pozostałych to już sporo, bo aż 30%. Tutaj mam na myśli „Wszystko jedno”, w którym zawodzenie gospodarza jest momentami nie do zniesienia, oraz „Nie mogę ci obiecać”. Jeżeli do tego dodamy, że większość gościnnych zwrotek pasuje tutaj jak pięść do nosa, oraz delikatne problemy z nuceniem refrenów, to otrzymujemy dość poważne wady.

Parę tygodni temu piałem z zachwytu nad stylówką Gedza - Kuba jest w tej materii niewiele gorszy. Przede wszystkim ustalmy: to poruszanie się po down-tempowych bitach świadczy o kunszcie rapera, ponieważ wymaga znacznie, znacznie większych możliwości w kwestii panowania nad swoim wokalem, niż przy klasycznych, czy też szybkich produkcjach.  Knap rapuje naprawdę dobrze, bezpretensjonalnie, a wszystko za pomocą hektolitrów chilloutowego stylu.

W kwestii bitów odczuwam lekki dysonans między tym, co było zapowiadane, a tym, co usłyszałem na płycie. Przypomnijmy, że w informacjach pojawiało się następujące sformułowanie: „rozwija formułę zaprezentowaną niegdyś przez 2cztery7”. Tekstowo może i rozwija, natomiast muzycznie poza nie do końca zamykającym się w określone ramy "Proponuję życie", jedynie numer tytułowy to g-funk z krwi i kości. Resztę osadziłbym mniej więcej w okolicach Rap-a-Lot, czyli Scarface, Devin, itp., która elegancko balansuje między Houston, a LA.

Zaskakującym może być fakt, że Kuba sam wyprodukował numery właśnie w tej stylistyce. Jednak jeżeli zastanowimy się nad tym dłużej, to bez trudu zauważymy, że w Polsce nie ma producentów obracających się w południowym klimacie. Nie są to nie wiadomo jak rozbudowane muzycznie projekty, ale swoje zadanie spełniają, a poza tym na bezrybiu i rak ryba.

Warstwa tekstowa płyty zawiera się w wersach pochodzących z jedynego numeru, do którego powstał klip. „Mam 22 lata, jak mogę wiedzieć cokolwiek? Miałem dobre życie, jak mogę wiedzieć cokolwiek?” to kwintesencja tego, co chciał wyrazić tutaj Knap. Wyszło bardzo naturalnie, zaś spragnieni stylu zbliżonego do pierwszej płyty Numera czy drugiego 2cztery7 mogą czuć się w pełni usatysfakcjonowani. Tym bardziej, że nie jest to żadne kserowanie, po prostu obracanie się w danej stylistyce.

Nierówność, o której pisałem na początku tego tekstu, przejawia się również w doborze gości. Nie mam pojęcia co chciał tutaj osiągnąć MADA, ale doskonale spierdolił zarówno „Spliff Club”, jak i „Proponuję Życie”. Gdyby nie to, że pół roku temu słuchałem na „Serwusie” całkiem innego rapera, to skreśliłbym go z miejsca. Moje zdanie o Karwelu znacie - tutaj nic się nie zmienia. W zasadzie radę dał tylko Zioło, ponieważ Bleiz mimo dobrych zwrotek po prostu nie pasuje do tego klimatu.

Pomimo tych wszystkich niedoskonałości „Bez nerwów, bez złudzeń” to płyta warta odnotowania, zakupu i katowania zwłaszcza w takie jak dziś (32 stopnie) dni. Kuba Knap ma ogromny potencjał, co pokazał również na wydanej przed paroma dniami płycie Mesa, na której jest zdecydowanie jednym z najlepszych Żbików.  Jeżeli wyeliminuje wady, które wymieniłem powyżej, to ma szansę realnie rozjebać. Nowa czołówka polskiej sceny coraz bardziej się krystalizuje.

7,5/10 



Continue reading →
19.06.2013

Solar/Białas - Stage Diving [2013]

12 komentarze

Zanim w świat poszła informacja o podpisaniu przez rapera SolarBiałas kontraktu z Prosto zdążyłem już wyrobić sobie opinię, że prawdopodobnie czeka ich wieczne podziemie. To wydarzenie było dość zaskakujące, zwłaszcza po tym, jak w jednym z tracków przewinęli: Stopro nas nie chce, Prosto nas nie chce / Aptuan nas nie chce, MaxFlo nas nie chce / StepRec nas nie chce, Koka nas nie chce / a każdy wers tu jakbyś dostał kopa na serce. Ostatecznie wytwórnia Sokoła postanowiła zlitować się nad tą dwójką i przygarnęła ich w swoje szeregi.

Przed odpaleniem "Stage Diving" byłem przekonany, że jest to czysta formalność, potwierdzenie chujowego obrazu, jaki dały nam single. Z takim nastawieniem rozpoczynałem odsłuch, zaś po zakończeniu musiałem posypać głowę popiołem: chłopakom udało się wybronić i uciec spod ostrza mojego hejtu.

Ale po kolei, najpierw zajmijmy się niespełnionymi obietnicami. Miały być nowe brzmienia, skończyło się na tym, że na albumie usłyszymy również samplowane bity od Zbyla, aka ta sama stopa od lat, czy klasyczne pianko od Kazzama. Oprócz niego za produkcję odpowiada stosunkowo duża ilość ksywek, przez co na podkładach robi się delikatny burdel.

Poza tymi kwestiami reszta jest ok, chociaż szału nie stwierdzono. Mniej lub bardziej newschoolowa część płyty brzmi dobrze, chociaż (poza wyjątkami, do których niewątpliwie należą BobAir i niezawodny Lanek) brak mi tutaj pewnej świeżości. W tej kwestii najbardziej zawiódł mnie L-PRO, który parę lat temu był naprawdę dobrze zapowiadającym się producentem, natomiast teraz dryfuje w okolicach przeciętności.

Tematycznie jest to typowy SolarBiałas, ponieważ przy tylu płytach na koncie można mówić o takim stylu. Mierzi mnie dalsze eksploatowanie zużytych już na poprzednich produkcjach pomysłów opisywania siebie nawzajem i przyszłości w krzywym zwierciadle. Poza tym standardowo jest o dupeczkach, codziennym życiu z pozycji przebijających się młodych wilków i przede wszystkim sporo jechania po innych raperach. To też jest problem, ponieważ tego ostatniego składnika jest zdecydowanie za dużo, zwłaszcza w opcji "pancze w powietrze".

Skoro zdecydowali się poświęcić połowę płyty na walkę z chujowością sceny, to wypadałoby rzucić konkretami. Okrzyk "kurwy" w stronę ulicznych raperów samemu reprezentując wytwórnię, która powstała na kanwie właśnie takiego właśnie nurtu też jest średnio na miejscu. Co na to Sokół? W tych wszystkich trackach skupiających się raczej na diagnozowaniu obecnej sytuacji pada również sporo dobrych, życiowych linijek, z którymi zapewne utożsamia się niejeden 20-sto paro latek.

Poza dosłownie paroma (wątpliwej jakości) próbami kombinacji z flow, forma nie uległa wielkiej zmianie. Tutaj problem jest tego typu, że Białas ma jakąś stylówkę, może niezbyt skomplikowaną, ale jednak i on nie musi - i tak już jest charakterystyczny. Gorzej z Solarem, który nadal jest cieślą i tak naprawdę ciężko znaleźć dla niego jakieś punkty charakterystyczne. Obawiam się, że gdyby nie próba wylansowania się na głównych reprezentantów drugiego pokolenia rapu w Polsce (bo de facto taki jest wydźwięk działalności obu panów na przestrzeni ostatnich 2-3 lat), to nie wyróżniałby się niczym. Mam wrażenie, że z jego rapem jest tak, jak z mixem, o którym nawinął w jednym z numerów "nie było hajsu na mix/master, nie robił go Flamaster, czytałem tutoriale od 12 do 12".

Oddzielny akapit należy się tym czterem śpiewanym refrenom, które wyszły naprawdę świetnie. Przez nie jeszcze większe nadzieje pokładam w Dannym i czekam na coś więcej od niego. Poza tym na featach dobrą zwrotkę dał Zeus, zaś Tomb do chujowej szesnastki dołożył równie chujowy skit.

W związku z tym, że mamy do czynienia z debiutem, to ten wątły pomysł Solara na siebie JESZCZE się sprawdził, ale naprawdę był to już ostatni raz. Białas ma zdecydowanie większe możliwości, więc po cichu liczę, że duet pójdzie drogą HiFi bandy i wyda solowe materiały. Tutaj poza paroma trackami nie ma tragedii, ale nie jest to płyta, do której będzie się wracało. Album Białasa miałby na to szanse.

7/10


Continue reading →
16.06.2013

Kościey - Ciekawe Przypadki Człowieka Nizioła [2013]

14 komentarze

"Przy Kościey'u Gedz wypada jak kseroboj niewiadomo kogo" napisał ktoś w jednym z komentarzy na moim fanpage'u. W związku z tym z pewnym zaciekawieniem odpaliłem "Ciekawe przypadki człowieka nizioła".  Oczywiście tylko i wyłącznie w celu potwierdzenia braku racji po stronie autora tegoż zdania.

Wcześniej wrocławskiego rapera mogliśmy kojarzyć z ekipy Wrooclyn Dodgers, którzy to byli znani głównie z tego, że nagrywali z Łozem aka Pitahaya. Tamta płyta to nic ciekawego, a Kościeyowi mało kto dawał szanse na zrobienie konkretnego albumu.

Ta tendencja uległa lekkiej zmianie: po premierze "Ciekawych przypadków" ilość propsów lecących w stronę Andrzeja znacząco wzrosła, co jest pewnym zaskoczeniem. Owszem, zapowiedź była dość ciekawa i zachęcała do sprawdzenia całości, jednak nie sposób zignorować unoszącego się nad tym wszystkim ducha Smarkiego.

Podobnie jest na całej płycie. Kościey uderzył w tragikomiczny klimat młodego polaka, który nie wiadomo po co skończył studia, ma debet na każdym możliwym koncie (co nie przeszkadza mu balować co weekend), a poza tym to wszyscy dookoła go wkurwiają. Szkoda, że zapomniał o drobnym fakcie, iż Smarki wyciągnął z tej konwencji tyle, że żeby uniknąć porównań trzeba zrobić coś naprawdę rozpierdalającego.

Ten materiał taki nie jest i naprawdę nie umiem pojąć ilości spustów na ślizgu. Teksty mają wydźwięk takiego typowego (nomen omen) Andrzeja, a jeżeli miałbym przyrównać je do jakiegoś serialu, to bez wątpienia byłby to "Świat według kiepskich", a konkretnie jego powierzchowna warstwa. Ja tego nie kupuję, ponieważ Kościey nie umie wyrażać się tak zgrabnie, jak Smark.

Koncept grzebie pozostałe części rap-rzemiosła. Andrzej dobrze siedzi na newschoolowych bitach i raczej nie ma problemu z poruszaniem się w charakterystyczny sposób po bardziej skomplikowanej melodii.. Swoją drogą to właśnie podkłady są największym plusem tej produkcji. Odpowiadają za nie Romański, Grzesiek Label, pMx, Anemik oraz Udar, przy czym przeciętny słuchacz powinien jako-tako kojarzyć dwie ostatnie ksywki. Muzyka brzmi naprawdę świeżo i  nie mam do niej większych zastrzeżeń. Chociaż rozpierdalatorów również nie stwierdzono.

Tak właśnie tworzy się historia przehajpowanych płyt. Stęskniony psychofan Smarka ze ślizgu podchwytuje wątpliwej jakości ironiczno-sarkastyczno-tragiczny rap i wkręca wszystkim, że to jest dobre. Reszta jara się głównie dlatego, że "sami go odkryli". Niestety, ale muszę was sprowadzić na ziemię: tutaj nie ma się czym jarać. Równocześnie nie odbieram Andrzejowi pewnej dozy potencjału - jeżeli będzie rozwijał styl i będąc odpowiednio przygotowanym nagra płytę bez zbędnego mieszania sarkazmu z ironią (co jest tutaj zdecydowanie największą bolączką), to nawet mogę się jarać. Na razie jest to strzał kulą w płot.

6/10


Continue reading →
13.06.2013

Hary/Zeus - 7 Grzechów EP [2013]

7 komentarze

Po niewypale związanym z premierą tej płyty można powiedzieć "pierwsze koty za płoty". Z drugiej strony ogarnięci słuchacze od razu zripostują "ja wiedziałem, że tak będzie". I trudno im nie przyznać racji, ponieważ już w fazie planów było wiadomo, że na tę EP-kę ktokolwiek spojrzy głównie dzięki bitom Zeusa, a nie umiejętnościom Harego.

Pierwszy i jak na razie ostatni nabytek wytwórni Pierwszy Milion pochodzi z Bełchatowa, zaś z Zeusem zna się dzięki "portalowi, na którym obaj mieli profile". Podejrzewam, że chodzi o MySpace. W wywiadzie twierdzi, że założyciel PM sam przesłuchał jedną z jego produkcji i był pod takim wrażeniem, że zaprosił go na mixtape, który zresztą do dziś się nie ukazał.

Z ciekawości przesłuchałem kawałki Bełchatowianina sprzed okresu współpracy z Zeusem i od razu muszę odrzucić tezę, którą chciałem postawić przed ich sprawdzeniem - nie, Hary wcześniej nie brzmiał jak Zeus, więc z góry odrzucamy opcję, że to była karta przetargowa. Pytanie brzmi: co się stało później?

Teoretycznie "7 grzechów" to koncept album, jednak w praktyce trzymanie się tegoż nie wychodzi gospodarzowi najlepiej. Miało być 7 tracków = 7 grzechów (po sztuce na numer), jednak po drodze to się nieco rozjeżdża. Oczywiście całość została zrealizowana i - powiedzmy - wyliczanka żałosnych zachowań raperów jest dość długa, jednak spodziewałbym się większego rozgraniczenia na tracki.

Poza wytykaniem jest też sporo o pewności siebie i charyzmie, którą - to muszę przyznać - Hary faktycznie posiada. Trochę przydużo (zwłaszcza jak na EP-kę) tutaj rapu o rapie, ale w świetle konceptu można na to delikatnie przymknąć oko.

Jako, że o bity zadbał Zeus, to o tę kwestię nie martwiłem się nawet przez chwilę. Podkłady nawiązują do tych z okolic dwóch pierwszych legali łódzkiego producenta, czyli jazzowo-funkowy sampling. Nie mam pojęcia, kiedy były robione, ale słychać różnicę między nimi, a tym, jak aktualnie produkuje założyciel Pierwszego Miliona. Rzecz jasna nie umniejsza im to, a bit od "Funktastyczny" mógłby spokojne znaleźć się na CNMSR.

Problem zaczyna się po zmieszaniu tych dwóch składników. Niestety, ale na bitach od swojego szefa Hary zaczyna brzmieć jak on, zwłaszcza mam tutaj na myśli ekspresję, która jest niemal jak wyjęta z Zeusa. W tej sytuacji nie pomaga głos przypominający Białasa. Poza tym Bełchatowianin rapuje dobrze i to by było na tyle.

Nie mam pojęcia jaki tutaj jest problem. Może po prostu Zeus jest za dobry/otacza się zbyt słabymi ludźmi, skoro kolejny współpracujący z nim raper nie umie oprzeć się pokusie naśladowania znacznie lepszego kolegi? Mimo, że bez poważnych wad, to jednak w obliczu ilości premier jest to EP-ka na kilka przesłuchań.

6/10



Continue reading →
8.06.2013

KOMENTARZ KAABANA: Pompuj Rap 3

6 komentarze
Continue reading →
7.06.2013

Kajman - Prototyp [2013]

7 komentarze

Parę lat temu, a konkretnie w okolicach debiutu (2009 rok) słałem Kajmanowi propsy. Ale to było parę lat temu, aktualnie poziom sceny poszedł do góry, powiększyła się również ilość raperów. W spisie wartościowych wykonawców miejsca dla reprezentanta Step Records zwyczajnie nie ma.

Szkoda, ponieważ "K2" nie była złą płytą, tym bardziej nie mogła zwiastować takiego upadku. Ten fakt wydaje mi się być wypadkową kilku czynników: dwóch, które wymieniłem w poprzednim akapicie, oraz miłosnych zawodów #Californication, o których kielczanin rapuje na najnowszej produkcji.

 To właśnie ten motyw przewija się czy to wprost, czy między wierszami przez niemal cały "Prototyp". Czy to źle? Moim zdaniem trochę tego za dużo. Kajman jest wręcz stworzony do robienia odmóżdżających bengerów z ewentualnymi poważnymi wstawkami. Taką płytę zrobił Borixon, takiej płyty nie zrobił jego kolega ze składu Semtex i wydaje się, że właśnie tutaj jest pies pogrzebany.

Nie wiem, czy nasz główny bohater był zobligowany do wydania tej płyty przez kontrakt, ale z perspektywy słuchacza to właśnie tak wygląda. Wymuszone, aż dziwi, że 17 utworów i ani jednego naprawdę dobrego. Przy czym większość z tej siedemnastki to smutne pierdololo, do którego Kajman zwyczajni się NIE NADAJE.

Do tego całe tabuny nikomu niepotrzebnych gości: jest ich aż dwudziestu, nie licząc DJ-ów oraz Dużego Pe i Rudejnacji. Czy poważni ludzie robią legalne płyty z taką ilością featów? "JUŻ NIE KOJARZĘ CZYJA TO JEST PŁYTA I BIT, NA SZCZĘŚCIE GOSPODARZE MÓWIĄ MI, JEST GIT". Jeszcze żeby byli to dobrzy wykonawcy, ale gdzie. Poza Gedzem, Biszem i Borixonem do wyjebania wszyscy. W S Z Y S C Y na czele z Bonsonem Kaplińskim udzielającym się w "Ataku Klonów" (sic!).

 Pierdolnik panuje również na bitach, za które odpowiada aż 11 różnych producentów. Nie ma co łudzić się poszukiwaniem jakiegoś wspólnego mianownika - on na tej płycie po prostu nie istnieje. Przekrojowość zaczyna się na nowojorskich bębnach w "Bad Boy" i leci aż do skrajnie syntetycznego "Radio 5G FM".

Całość byłaby niezła jako mixtape, ale nie jako pełnoprawna płyta. Po prostu otrzymujemy zbiór randomowych kawałków na równie losowych bitach,  z jeszcze bardziej przypadkowymi gośćmi. Aktualnie w miesiącu są po 3-4 premiery i serio nikt nie robi łaski, że jak nie dopracuje, to przynajmniej chociaż raz przesłucha swoje LP przed wysłaniem do tłoczni. Najwyraźniej Kajman tego nie zrobił i wypuścił prototyp przyzwoitego LP.

5/10




Continue reading →
1.06.2013

Gedz - Serce Bije W Rytm [2013]

14 komentarze

Nieco ponad rok temu pisałem, że wbrew obiegowej opinii to nie żaden Bonson czy inny Huczu, a Gedz jest najbardziej perspektywicznym raperem  młodego pokolenia. "Ręka na pulsie" była zawodem na całej linii, natomiast komentarz do "Serce bije w rytm" jest jeden - słowo ciałem się stało.

Naprawdę miło ogląda się, jak raper z realnym potencjałem dojrzewa i faktycznie rozpierdala. Ale jeszcze 4 czy 5 lat temu, kiedy Gedz udawał Weezey'ego na autotune, tak myślących osób była garstka. Debiut jest swoistym "sprawdzam" dla wszystkich śledzących polską scenę i trzeba przyznać, że przynosi on naprawdę wielką satysfakcję.

Ten album to typowy miszmasz naprawdę wielu gatunków i odcieni rapu. Gospodarz oznajmia ten fakt już na początku płyty: "Daję ci rap na wszystkich nośnikach / o rodzaj nie pytaj, latam po wszystkich bitach" - właśnie tak w skrócie można przedstawić to, co czeka nas podczas odsłuchu. Taki właśnie powinien być debiut.

Płyta nie jest wolna od zaskoczeń. Wszyscy oczekiwali tematyki a la Eis, tymczasem okazuje się, że w czasie tworzenia Gedz nieco spokorniał (co zresztą sam przyznaje). Nie jest to stratą, podobnie jak odejście od bezmyślnego kopiowania trendów zza oceanu. Na tej produkcji pokazuje, że jest obeznany w nowościach, jednak wszystko to musi być kompatybilne z jego stylem, nigdy odwrotnie.

Różnorodność płyty zadziwia i to bardzo. Spodziewałem się jeszcze większej ilości typowych, cykająych trapów, ale to też nie jest minus. Dzięki temu możemy posłuchać aerobiku gospodarza na elektronicznych, dubstepowych połamańcach, zakurzonych nowojorczykach, newschoolowych, mainstremowych rozpierdalaczach, czy też typowych samplach (Lekki wieje wiatr!). Mateusz Natali twierdzi, że słyszy tam gdzieś piszczały, ja nie zauważyłem. Mimo takiej wycieczki po przeróżnych stylistykach całość posiada wspólny mianownik, dzięki czemu nie ma efektu chaosu. Za to wszystko musimy podziękować Grrraczowi i SherlOckowi, którzy spisali się na medal. W tym momencie tego pierwszego jestem w stanie włączyć do czołówki polskich producentów. Swoje (dosłownie) 3 grosze dorzucili także Tyno, Henson oraz Grubz.

Gospodarz nie ma problemu z ugryzieniem żadnej z ww. stylistyk: w każdej jednej nawija, jakby całe życie trenował pod takie podkłady. Bawi się bitami jak chce i niejeden stary wyjadacz może pozazdrościć mu panowania nad wokalem i umiejętności. Rozpiętość tekstów jest wprost proporcjonalna do podkładów: love song, dużo bragga i punchy, zabawy słowem, rozkminki zarówno te większej, jak i mniejszej wagi, chillot, melanż, rap o rapie. U innych takie tematy przenikają się ze sobą, natomiast na tej płycie Gedz stara trzymać się tego wybranego do danego utworu, co się chwali.

W zasadzie jedynym minusem całości są goście, którzy linijkami typu "Należę do tych, którzy wiecznie łakną / czuję jakbym mógł zjeść wielkie jabłko" muszą psuć część tracków. Poza chujową liryką Joda na mikrofonie jest Drewnopulosem, dlatego jego udział aż w 2 kawałkach to jakiś żart. Rak, Kot, Mielzky, Vixen - nie nawinęli szczególnie fatalnie, ale nie przystają do gospodarza. Radę dali jedynie Ras, niezawodny bekowóz Borixon i Grizzlee, ten ostatni na refrenie. Pisałem to rok temu i napiszę jeszcze raz: chujowych kolegów można zapraszać na spontany, ale ich udział w produkcjach wypuszczanych "do ludzi" jest po prostu zbędny i żenujący.

Bez wątpienia "Serce bije w rytm" to najlepszy debiut od czasu "Co nie ma sobie równych", przy czym Zeus wycisnął z klasycznej stylistyki wszystko, co się dało, natomiast Gedz wjechał z newschoolowego buta. Bez kompleksów i tłumaczeń typu "jeszcze się wyrobi/nie wyszło do końca dobrze, ale przynajmniej coś nowego", tylko dobrze od początku do samego końca. Koniec ery dinozaurów "Nie jestem tu za wcześnie jak Spinache, mój czas jest".

8,5 + 0,5 za bity = 9/10



Continue reading →

Kategorie