31.08.2012

Mi-La & Sista Flo - Kolaż EP [2012]

30 komentarze

Mając w pamięci traumę, jaką zostawił we mnie odsłuch „Drużyny mistrzów” broniłem się rękami i nogami przed odpaleniem „Kolaż EP”. Po prostu mam już dość słuchania godzinnego stękania chujowych raperów, którzy w dodatku (najczęściej) nieudolnie kserują innych. Parę dni temu odkryłem, że ta EP-ka ma zaledwie 5 utworów, więc postanowiłem dać jej szansę, pół godziny mogę poświęcić.

Kim w ogóle są gospodynie tego materiału? Dwiema niespełnionymi prawie-raperkami. Prawie, bo u Sisty Flo (co za ksywka, ja pierdole) nie usłyszymy nic ponad nieudolne kserowanie Wdowy, zaś w przypadku jej koleżanki z zespołu nie ma mowy o żadnym rapowaniu: zerowe wyczucie bitu, czajenie się na werbel i takie historie.

Tutaj pojawia się pytanie, co przyświecało Świętemu, kiedy zdecydował się na wydanie takich rapowych pokrak? Zgrywali z Jeżozwierzem ambasadorów dobrego smaku, którzy są WYŻEJ niż jakaś hipsterska i alternatywna na siłę Alkopoligamia, po czym zrobili coś znacznie gorszego wydając te potworności. Mam nadzieję, że przynajmniej swoje bity sprzedał za jakąś godziwą cenę.

To właśnie podkłady Świętego oraz Tedi Teda są jedyną wartością dodatnią na tym materiale. Mocne, nowojorskie, z brudem na werblu – klasa muzycznej strony jest bezdyskusyjna, jednak jej niesamowity potencjał został spierdolony przez 2 Panie, które uroiły sobie, że potrafią rapować.

W sumie, to prócz ww. dwóch Pań, do zagłady bitów przyczyniło się także dwóch Panów, którzy zupełnie nie wpasowali się w konwencję. Wyga potwierdził swoją strasznie słabą formę, rapowanie Jaśka MBH lepiej przemilczeć.

Tekstowo z tej płyty nie zapamiętałem nic. Niby tytuły poszczególnych tracków brzmią obiecująco, jednak po odpaleniu nic z tego nie wynika. Niby jest zarówno trochę refleksyjne jak i zdystansowanie, jednak po przeskoczeniu na kolejny utwór nie pamięta się z tego nic.

W świetle tego, co usłyszałem na tym albumie, całkowicie nie dziwi mnie praktycznie zerowy feedback. Pardon, poza wyjątkiem, jest nim oczywiście mój ulubieniec: Jacek Baliński, który zgodnie ze swoim zwyczajem musiał zrobić z siebie kretyna i na łamach Popkillera popełnił pozytywną recenzję tej płyty.

Zdaniem mojego ulubionego publicysty w polskim Internecie, raperki „doskonale czują te bity”. Myślisz, że ktoś się tutaj myli? Nic z tych rzeczy, Baliński kontratakuje jeszcze zanim zdążyłeś wyszukać go na facebooku i wysmażyć na niego solidnego hejta:  Kwestią osobną jest ich nawijka jako taka - na tyle specyficzna, że najzwyczajniej w świecie nie każdemu przypadnie do gustu.” Także wszystko jest jasne, jeżeli wydawało Ci się, że Mi-La nie potrafi rapować, to było to tylko złudzenie, tak naprawdę to nie wczułeś się w jej nawijkę. I wszystko jasne.

2/10


Continue reading →
30.08.2012

RaggaBangg (Fu, Spalto, Dj 600V) - RaggaBangg [2012]

16 komentarze

Po całkowicie zignorowanym przez słuchaczy „De Facto” miałem cichą nadzieję, że Fu ostatecznie zakończył swoją karierę i przyjął porażkę z pokorą. Częściowo miałem rację, ponieważ zamiast wydawać kolejną (chujową) solówkę, tym razem postanowił podzielić się swoim bezdyskusyjnym talentem z dwoma kompanami i tak właśnie powstał projekt RaggaBangg, który mam wątpliwą przyjemność recenzować.

Nie będę pisał wprowadzenia o raperze, ponieważ jest to temat na oddzielny post, podobnie jak piękna kariera i upadek bitmejkera tegoż projektu, czyli Volta. Inaczej przedstawia się kwestia ostatniego elementu tercetu, ponieważ niejaki Spalto to nołnejm do kwadratu, o którym nie słyszałem wcześniej nic a nic, jednak po weryfikacji jego umiejętności okazuje się, że nie ma w tym nic wstydliwego.

Może zacznę od pozytywnych stron tego projektu. Zapewne zrobiliście teraz oczy w 5zł zdziwieni, że takowe znalazły się na płycie, która jest sygnowana ksywką Fu, jednak w żadnym stopniu nie jest to naciągane. Chodzi rzecz jasna o podkłady, które są na naprawdę wysokim poziomie. Jak ostatnie bity znanego DJ-a były albo przeciętne, albo wołały o pomstę do nieba, to tutaj Volt pokazał, że nie zapomina jak to się robi i wykonał kawał naprawdę dobrej roboty w zupełnie odmiennym od swojego klimacie, za co daję dodatkowy plus.

Zgodnie z zapowiedziami, cała strona muzyczna opiera się na klimatach szerokopojętych raggae/ragga. Niewątpliwie służy to tuszowaniu niedoskonałości Spalto i trochę niesie na wyżyny umiejętności raperzyny Fu, więc wychodzi na plus. Z drugiej strony podkłady są na tyle dobre, że naprawdę ciężko byłoby je zepsuć nawet takim tuzom jak Karwan czy Cruz. Jest spójnie, ale w ramach tej spójności otrzymujemy względną różnorodność, więc jest dokładnie tak, jak powinno być.

Sprawa ma się znacznie gorzej, kiedy zaczniemy aktywne słuchanie i zamiast puszczać teksty mimo uszu stwierdzimy, że posłuchamy co tam ma do powiedzenia wokalna część Raggabanggu. A do powiedzenia mają tak naprawdę nic, co specjalnym zaskoczeniem nie jest. Jaranie, nie chcemy wojny, jaranie, jebać sąsiadów, jaranie, mogę wszystko, jaranie… tak mniej więcej wygląda łańcuszek tematów na tym krążku. Szczerze go nie polecam, ponieważ oklepane tematy ubrano w jeszcze bardziej oklepane wersy. Może to dziury w głownie od palenia?

Na koniec pozostawiam oczywiście flow, które nie jest ta tragiczne, jak mogłoby się wydawać. Fu od zawsze umiał coś tam podśpiewywać i mimo, że na tej płycie nie korzysta z tego patentu w dużej skali, to jednak jest to jego atutem w próbie okiełzania bitów. Bez szału, ale jakoś tam leci. To samo Spalto, tylko tym razem jest to maksymalna przeciętność, czyli pojęcia nie mam, czym różni się jego nawijka od 23209302932 innych raggae śpiewaków.

Ogólnie jest to raczej płyta na jedno przesłuchanie, chyba, że ktoś lubi Grubsona, to poziom jest dość mocno zbliżony. Wydaje mi się, że właśnie dlatego na wydanie tego albumu zdecydowało się Prosto, bo innych powodów serio nie widzę. Mam nadzieję, że słuchacze dobitnie pokażą co uważają o materiałach na tym poziomie i po spektakularnej porażce sprzedażowej Fu zostanie ostatecznie wyjebany z Prosto.

2/10 + 1 za bity = 3/10


Continue reading →
27.08.2012

Solar vs Białas

12 komentarze

Inicjatywa walki Solar vs Białas jest na tyle wyjątkowa na naszym podwórku, że warto poświęcić jej cały wpis. Celowo czekałem do ostatniej rundy, żeby podsumować to jako całość. Pomysł jest z pewnością warty pochwały i naśladowania. Pomyślcie tylko o takim cyklu, ale w duetach Pezet vs Onar albo Smarki vs Skiboj. Tutaj poziom jest znacznie niższy, jednak na tyle wysoki, że wart odnotowania.

<gong rozpoczynający walkę>

Runda 1: Rozgrzewka

Bengerowy bit, rap o wszystkim i o niczym. Białas wyłożył się na podkładzie kilka razy, Solar nawinął o wiele lepiej. Tekstu nie oceniam, bo nie o to chodzi w rozgrzewce. Bezapelacyjne zwycięstwo tego drugiego.

1:0 dla Solara

Runda 2: Battle na panczlajny

To ma być battle na panczlajny? Jakieś tam mini pancze, szału nie ma po żadnej ze stron. Ani jednej wbijającej się w głowę linijki, zawód i track poniżej poziomu obu panów. Remis i to bezbramkowy.

0:0

Runda 3: Battle na lovesongi

Kolejna odsłona walki zapowiadała się dość ciekawie, zwłaszcza, jeżeli spojrzymy na miłosne CV duetu, w którym widnieją takie pozycje, jak Dzień Chuja. Dobra nawijka z obu stron, Białas leci naprawdę dobrze, co jest zaskoczeniem. Solar kontynuuje eksperymenty i również wyszło to solidnie. Tekstowo raperzy fajnie ze sobą kontrastują, jednak wyżej stawiam tekst Solara, u Białasa zabrakło trochę wyczucia.

1:0 dla Solara

Runda 4: Batlle na Ameryczkę

Część Solara mocno nijaka. Po 2 dobrych rundach trochę zwolnił, co bez zwłoki wykorzystał Białas, który świetnie popłynął z dobrym tekstem. Zaskoczenie, szczególnie mając w pamięci jego dukanie z 1. rundy.

1:0 dla Białasa

Runda 5: Battle na NY

Czas na nowojorską rundę. Ciekawe było, jak po poprzednich utworach duet poradzi sobie na bardziej klasycznych bitach. Białas solidnie, ale brakuje tego czegoś, co pokazał w rundzie 4. Solar lepiej, ale również bez szału. Tekst gdzieś tam leci sobie w tle.

1:1

Runda 6: Battle na Dirty South

Jest i moje ukochane brudne południe. Po remixie „Wyskocz do tego” w wykonaniu Solara nie spodziewałem się niczego dobrego, jednak znowu czekało na mnie pozytywne zaskoczenie. Dobre przyśpieszenia, dobre, przerysowane bragga. Białas niestety znacznie gorzej, mimo, że próbuje coś tam przyśpieszać. Tekstowo również nie ma nawet śladu swagu, który pojawia się u Solara.

2:0 dla Solara

Runda 7: Battle na Hit radiowy/klubowy

Zdecydowanie najciekawsza runda, czyli rapowanie dziwnych tekstów pod hitowy bit. Białas o dziwo całkiem nieźle, jednak jest to nic w porównaniu z wixą, jaką zapodał nam Solar. Ten znacznie lepiej wczuł się w klimat i pokonał kolegę.

2:1 dla Solara

Wynik walki: 7:3 dla Solara.


Podsumowując: Białas miał potencjał wygrać tę bitwę, jednak zaprezentował strasznie nierówną formę. Solar momentami wspinał się na wyżyny swoich umiejętności, co dało mu zwycięstwo, jednak nie mogę zdzierżyć marnowania potencjału Białasa. Jeżeli ten drugi spiąłby się przynajmniej na 85% swoich możliwości, to z pewnością starłby kolegę z zespołu w drobny mak, tak mamy zasłużone zwycięstwo Solara i świadomość, że Białas naprawdę może więcej, znacznie, znacznie więcej. Jedyny mankament to pseudośmieszne zakończenie całej bitwy, beki nie stwierdzono. Jak pisałem na początku: inicjatywa godna pochwały, czekam na więcej, również od tego duetu.
Continue reading →

Człowień - Człowiek z Krwi i Kości [2009]

5 komentarze

Po poprzednim, dość kontrowersyjnym odcinku evergreenów postanowiłem pójść za ciosem i przedstawić wam płytę sprzed zaledwie 3 lat. Płytę, której miałem nigdy nie odpalić, a która stała się jedną z ważniejszych pozycji z Polski w mojej płytotece (albo mp3tece): „Człowiek Z Krwi i Kości”.

Pierwsze pytanie jakie nasuwa się na myśl to rzecz jasna „Skąd się wziął ten cały Człowień i kto to kurwa jest!?”. Odpowiedź jest dość prosta, Człowień to 1/4 znanego skądinąd kolektywu o nazwie Supa Skills. Czym zasłynął ww. zespół? Oczywiście wywiadem, w którym Temate i Al Paciwo robią z siebie debili i mówią coś o „petardach, które smaży Henson”. Późniejszą karierę gdańskiego producenta znamy chyba wszyscy, podobnie jak wrocławskich raperów. Niestety, ale w tamtym wywiadzie udziału nie wzięli znacznie lepsi członkowie grupy, czyli Shot oraz Człowień. Dodajmy, że ten pierwszy wydał w 2008 roku „Orgiami”, które zjada całą twórczość Supa Skillz.

Co takiego robił więc główny bohater tego tekstu? Oczywiście nagrywał swoją solówkę. Prawda jest taka, że nikt na to nie czekał, więc prace sukcesywnie się przedłużały. Jak przyszło co do czego, to premiera odbyła się w środku wakacji, czyli w najgorszym możliwym terminie. Jednak wśród ogarniętych słuchaczy płyta obroniła się sama. Ubolewam tylko nad brakiem chociaż minimalnego sukcesu komercyjnego.

Jak już pisałem, na płytę nikt nie czekał i tak naprawdę krążek ten był skazany na niepowodzenie. Cegiełką w tym anty-sukcesie był z pewnością wywiad, o którym wspomniałem wyżej. Właśnie po nim ogarnięci słuchacze zaczęli mieć wyjebane na kwartet z Wrocławia.

Muszę jasno napisać, że płytę odpaliłem raczej z musu, niż z faktycznej chęci. Po prostu w 2009 roku założyłem sobie, że odsłucham wszystkie płyty, które odbiły się jakimkolwiek echem' w Polsce i ta stanęła na mojej drodze do osiągnięcia celu.

Największą zaletą tej produkcji jest niewątpliwie klimat, jaki udało się stworzyć i utrzymać, mimo względnej różnorodności utworów. Drugą dość sporą zaletą jest forma Człowienia na majku – nie ma tutaj niewiadomo jakich eksperymentów z flow, ale jest mocno i pewnie. Bez najmniejszych problemów jelczanin trzęsie każdym z bitów i to się ceni. Tekstowo jest to, o co chodzi, czyli proste, ale nie prostackie wersy. Trochę o życiu, trochę o przeszłości, trochę lekkiej poetyckości, trochę luzu, wszystko bez zbędnej patetyczności.

Najmniej do zajebistości płyty wniosły bity, jednak nie należy tak od razu ich przekreślać. Znowu są to klasyczne, samplowane podkłady, jednak to one tworzą jakieś 30-40 procent klimatu i bez nich płyta nie byłaby taka, jaką jest.

Ogólnie album ten zaostrzył mi apetyt na kolejne produkcje Człowienia, więc nie ukrywam, że czekałem na „Do zobaczenia później…” do tego stopnia, że zamówiłem preorder. Zamówiłem i co otrzymałem? Płytę, która nawet w 1/4 nie jest tak dobra, jak CZKIK. Pomyślałem, że to tylko błąd w sztuce i „27 dni później” nadrobi braki poprzedniczki, ale gdzie tam. Mimo, że w chwili obecnej Człowień jest raperem jednego albumu, to jednak jego magnum opus przez te 3 lata nie straciło na świeżości ani trochę. Pozostaje mieć nadzieję, że jelczanin jeszcze się opamięta i nagra płytę przynajmniej dorównującym "Człowiekowi z Krwi i Kości".

8,5/10



Continue reading →
24.08.2012

Fenomen Małpy

34 komentarze
Od dawna przymierzałem się do popełnienia tego tekstu, jednak jakoś nie mogłem zebrać się w sobie. Ostatecznie takim zapalnikiem została zdobyta przed kilkunastoma dniami „złota płyta” dla „Kilku numerów o czymś”.

Więc co takiego zrobił raper wcześniej znany z parunastu tracków Proximite i bootlegu z Returnersami, że sprzedał 15 000 sztuk swojego albumu? No właśnie, nic. Od premiery minęły 3 lata, a ja nadal nie rozumiem, co ludzie widzą w tym truskulowym pitu-pitu zaserwowanym na KNOC?

Zajebiste teksty? Gdzie tam. Są bardzo dobre, ale szału nie stwierdzono. Chyba, że jesteś truskulem, wtedy „5 element” masz z pewnością ustawiony na dzwonku oraz budziku i obudzony w środku nocy recytujesz dowolny wers z tego numeru. Małpa nie musi wstydzić się ani jednego słowa z zapisków na tę płytę, jednak na pewno nie jest to nic tak przełomowego, żeby od razu sprzedawać 15 tysięcy sztuk.

Bity? Podobna sytuacja jak z tekstami: jest parę bardzo dobrych podkładów, reszta jest po prostu dobra. Typowe cięcie ładnych sampelków i podkładanie bębnów, czyli to, co polscy producenci lubią najbardziej. Serio nie ma tutaj czym się zachwycać. Bity na PRZYNAJMNIEJ takim poziomie powinny być standardem, tutaj proch nie został wymyślony.

To może chociaż flow? Do tego elementu warsztatu najlepszym komentarzem będzie to, że Małpa całą płytę nagrywał, a raczej szył co parę wersów. Sam się do tego przyznał, jednak słuchając albumu bez trudu można było wyłapać to wcześniej.

Więc czym tak naprawdę wyróżnia się Małpa? W dalszym ciągu niczym. Nagrał solidną płytę, której sukces jest swoistą kulą śnieżną, im dłużej się toczy, tym większe kręgi zatacza. Najdziwniejsze jest to, że aktualnie autor KNOC osiadł na laurach i skupił się na liczeniu hajsu z koncertów. Rozumiem, że nie poszedł za ciosem i nie wydał nic w 2010 czy też 2011, jednak 3 lata od premiery już do czegoś zobowiązują.

W tzw. międzyczasie torunianin wyraził ubolewanie z powodu szycia swoich wersów i zobowiązał się do nawijania całych utworów „na raz”. Skutki tego pomysłu są bardziej niż opłakane, w aktualnych zwrotkach Małpy nie czuć nawet ¼ energii zawartej w każdym jednym wersie KNOC.

Prócz poprawiania swojego warsztatu 1/2 Proximite zajmowała się również dogrywaniem dość sporej ilości featów i tutaj pojawia się kolejny problem. Jak tylko i wyłącznie solidny człowiek mógł znaleźć się na tylu płytach? Pierwsze featy z pewnością wynikały z jarania się Małpą, jednak późniejsze z pewnością miały w sobie pierwiastek chęci przytulenia części fejmu Małpy. Udało się to Pezetowi i Małolatowi, których teledysk zrealizowany do „Nagapiłem się” z Małpą obejrzany został (stan na 23.08.2012) 6 021 747 razy. Wydaje się to niedorzeczne, jednak spójrzcie sobie na wyniki innych teledysków na kanale „PezetTV”.

Wydaje się, że za wypromowaniem rapera stoi więc ślizg, jednak i ten trop jest częściowo fałszywy. Owszem, legendarne forum odpowiada za początkowe paręnaście metrów sukcesu Małpy, jednak sukces ten aktualnie możemy mierzyć w kilometrach. Przy takiej skali „pomoc” sprzed 3 lat wypada mizernie i myślę, że bez niej Małpa poradziłby sobie niewiele gorzej.

I dochodzimy do stałego punktu programu, czyli słuchacze, którzy propsują lub hejtują nie na podstawie swojego gustu, tylko w zależności od tego, co jest akurat modne, lub co poleci kolega. Tak spirala fejmu Małpy nakręcala się i nakręcała, aż dotarła do 15k sprzedanych krążków. Myślę, że przyczyniła się do tego prosta forma poszczególnych tracków na albumie: przy słuchaniu nie ma miejsca na rozkminy, czy jest to prawdziwy rap, czy nie i dlaczego. Po prostu jest to w 100% Hip Hopowa płyta i ludzie od klasycznego stwierdzenia „nie słucham rapu, ale paktofonika i kaliber dobre” dołączyli do tego duetu jeszcze Małpę. Dlaczego akurat jego? Torunianinowi po prostu udało się wejść „na rynek” w odpowiednim momencie, czyli na początku powrotu mody na rap. Sam jestem zdziwiony, że przyniosło to aż takie efekty, jednak pamiętajmy, że poprzedni boom również był nakręcany przez niedzielnych słuchaczy, zaś jego głównymi beneficjentami również wcale nie byli najlepsi. Bo powiedzmy sobie jasno, KNOC nie zasługuje na żadną złotą płytę.

P.S. SORRY ZA OBSUWĘ, NASTĘPNY TEKST OCZYWIŚCIE ZGODNIE Z HARMONOGRAMEM – W SOBOTĘ.
Continue reading →
22.08.2012

Revo - Rozmowa Kwalifikacyjna [2012]

13 komentarze
Trochę z konieczności wziąłem na warsztat kolejny album z serii „ale zajebiste, szkoda, że niedocenione”. Oczywiście jest to opinia tylko i wyłącznie ślizgowych hipsterów, ponieważ Revo od „Obrazu” mimo, że zaliczył progres, to jednak nie wydostał się z szufladki „poprawność i to tyle”.

Nie będę zagłębiał się w to, skąd znamy tę ksywkę, ponieważ tak naprawdę nie było czego znać. Jeżeli ktoś jarał się „Obraz LP” to albo był znajomym rapera, albo był głuchy (dopuszczalne są również obie opcje). Po 5 latach nieobecności liczyłem, że Revo wziął się za siebie i wraca, bo wreszcie ma co pokazać, jednak płonne moje nadzieje. Tzn. wie co chciałby przekazać, tylko nie za bardzo wie jak.

Jeżeli ktoś narzeka na manierę Racy, to niech wie, że jest ona pikusiem w porównaniu do wokalu gospodarza „Rozmowy”. Łamiący się głos 13 latka serio jest dokuczliwy i nie rozumiem usprawiedliwiania na zasadzie „do maniery można się przyzwyczaić”. Nie, nie można i dlatego uważam, że Revo powinien w pierwszej kolejności popracować nad emisją głosu, a dopiero potem brać się za nagrywanie.

Na początek największy plus, są nim oczywiście teksty. Jest całkiem ciekawie, jednak ameryki nie odkrywa. Proste opisy życia bez krzty zbędnego patosu to zdecydowanie to, co lubię, nawet, jeżeli tylko właśnie ten brak jest wyróżnikiem. Mało jest w Polsce takich raperów, jednak nie powinno być to czymś wyjątkowym, a raczej standardem. Dlatego też wielkich propsów za takie oczywistości nie będzie. Sprawa miałaby się inaczej w przypadku, kiedy do bezpretensjonalności gospodarz dorzuciłby ciekawą formę albo przynajmniej jedną rzecz, która prócz tego przyciągałaby do tej płyty.

Taką rzeczą z pewnością nie są bity. Standardowe, oparte na samplach kompozycje, które grają w tle. Jeżeli konieczne chcemy wyróżnić jakieś produkcje, to niewątpliwie będzie to bit autorstwa Mesa do „Wyznania nałogowca” oraz wyprodukowany przez Bob Aira podkład zamykający płytę. Reszta jest przynajmniej niezła, jednak jak pisałem już 100 razy i napiszę jeszcze raz: w ostatnich latach poziom bitów w Polsce podniósł się dość znacząco, co pociąga za sobą podniesienie poprzeczki.

Na koniec oczywiście poznęcam się nad marnej jakości wokalem. Czy naprawdę nie da się zrobić nic z łamiącym się co parę wersów głosem? Nie wierzę, że nie. Słuchając tej płyty co chwilę mam wrażenie, że gospodarz jest "mc prze-przebite płuco" i z powodu braku tchu leci na oparach. Naprawdę jest to fatalne, a w zestawieniu z głosem 13 latka nasze negatywne odczucia możemy podnieść do kwadratu. Osobną kwestią jest flow, które również nie rzuca na kolana i pojawia się tylko momentami (co i tak jest osiągnięciem w porównaniu z poprzednią płytą). Jeżeli poprawność pojawia się tylko momentami, to bynajmniej nie jest to komplement.

Reasumując mamy do czynienia z kolejną przeciętną płytą na polskim podwórku. Ile ich jeszcze? Czy naprawdę problemem jest dopracować album? „Robię to dla siebie” nie jest odpowiedzią, ponieważ jak robisz coś dla siebie to po prostu tego nie wydawaj. Nie mam zamiaru również podwyższać oceny tylko dlatego, że mam podobne spojrzenie na świat. Można propsować bezpretensjonalny sposób przelewania swoich obserwacji na papier i przekazywania ich bez zbędnego nadmiaru emocji, jednak flow i warsztat pozostawia wiele do życzenia. Jednocześnie nienachalność nie jest czymś aż tak unikatowym, żeby w zamian za to przymknąć oko na inne rzeczy. Może przy kolejnej płycie będzie lepiej.

5,5/10


Continue reading →
19.08.2012

20 numerów, które zawsze mam na Ipodzie: Kaaban

20 komentarze

Zrobiła się moda na te „20 numerów, które zawsze mam na ipodzie”, więc za namową komentatorów wrzucę również swoje. Za jakiś rok zaktualizuję tę listę, ponieważ takie zestawienia nigdy nie są stałe. Bez zabawy w miejsca 1-20, bo nie umiem wybrać najlepszego z tych trackow, tak samo. jak nie umiem wskazać najgorszego z najlepszych. Jedyne kryterium to brak dublowania wykonawców. Kolejność jest przypadkowa.

Yelawolf – Get the Fuck Up!


Kurwaaaaaa, ile mocy ma w sobie ten numer. Przyznaję, że nie siedzę w amerykańskim podziemiu i Trunk Muzik sprawdziłem dopiero po tym, kiedy zrobił się większy fejm na Yelę. Nie żałuję


Kayne West – Touch The Sky feat. Lupe Fiasco

Początkowo chciałem wstawić tutaj coś z MBDTF, którą jestem zafascynowany do dzisiaj, jednak po namyśle sięgnąłem do starszych numerów YE. W końcu postawiłem na „Touch The Sky” z Lupe Fiasco, którego zresztą również serdecznie polecam.


Jay-Z – 99 problems

Klasyk z najlepszej płyty Jaya. Kocham moc tego kawałka. Jako ciekawostkę powiem, że Tetris nagrał na nim diss na Ciecha i trochę ludzi na ślizgu dało się wkręcić, że jest to bit autorstwa Qćka, beka z nich do dziś.


Eminem – Kim

Jebane mistrzostwo. Świetny storytell opętanego rządzą zemsty Marshala. Emocje aż kipią, nie da się siedzieć spokojnie przy tym utworze. Przy jego wyborze miałem podobny problem co z Kanye.


J. Cole – Cole World

Zastanawiałem się między tym a „Light Please”, w końcu stanęło na „Cole World”. Ogólnie z tej płyty mógłbym tutaj wrzucić przynajmniej połowę. Świetny podkład, świetnie rapujący gospodarz, tekst również ok.


Ten Typ Mes – Widzę Szaleństwo feat. Jeżozwierz

Najlepszy numer w karierze Mesa. Nagrał jeszcze kilkanaście na podobnym poziomie, jednak to nie ta świeżość, co w tym przypadku. Do tego mistrzowska zwrotka Jeża, który nie odstaje od gospodarza ani o jotę. Bit niby nic nadzwyczajnego, a jednak nie wyobrażam sobie tego z innym podkładem.


T.I. - Hurt (feat. Alfamega & Busta Rhymes)

Zdaję sobie sprawę z tego, że Tip ma na swoim koncie jeszcze lepsze numery, ale od tego nie potrafię się uwolnić. Świetny benger, do tego mistrz Busta.

Smarki Smark – Kawałek o wspomnieniach (Sweet memorise) (ft. Chociaż)

Nie jestem psychofanem Smarkiego, ale muszę przyznać, że był naprawdę świeży i wyróżniał się na tle sceny dość mocno. Wypuścił sporo naprawdę świetnych numerów, zastanawiałem się jeszcze nad „Czas” z Eldo. „Pewnie też u siebie w mieście miałeś taki punkt, że jak wchodziłeś mówiłeś: znam wszystkich tu”.

Snoop Dogg – Gin and Juice

I co z tego, że Snoop nie jest mistrzem liryki, ten numer jest świetny. Definicja g-funku, pierwszy utwór jaki puszczam, kiedy zaczyna robić się ciepło. Właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że ten numer ma prawie 20 lat i nic a nic się nie zestarzał.


Rick Ross – Live fest, die young (feat. Kanye West)

Między Bogiem a prawdą to powinienem wstawić coś z “Port of Miami”, jednak ten numer jest hipnotyzujący. Dwóch pojebańców pierdoli głupoty na zajebistym podkładzie YE, a ty i tak chcesz tego słuchać. If she died on my dick, she would live through my rhymes”.

Sobota – Wyskocz do tego

W mojej opinii najlepszy numer w karierze Soboty. Bit forteca autorstwa Matheo, do tego świetnie rapujący gospodarz. I ten refren!


Lil’ Wayne - Lollipop

Znowu problem, tym razem który utwór z opus magnum weezego wstawić? Trzecia część Carthera była naprawdę idealną płytą. Ostatecznie padło na przebenger z przygłupim tekstem, ale waże, że buja.


Nicki Minaj – I’m the best

Dla wielu „Pink Friday” było zbyt cukierkowe, sam byłem mocno zaskoczony, jednak ostatecznie lepka polewa przypadła mi do gustu. Najbardziej jaram się mocno motywującym kawałkiem który robi za intro. Muzycznie jest słodko i hitowo, jednak w granicach przyzwoitości.


Nujabes - World's end Rapsody

Na pewno większość z was tego nie zna, więc sprawdzać od razu. Idealny w każdym calu utwór instrumentalny. Wg last fm przesłuchałem go 150 razy, z pewnością drugie tyle na mp3 i jeszcze mi się nie znudził.


Jimson – Umrę młodo

Ile emocji i wkurwienia jest w tym utworze to łooooo. Bit forteca, a Jimson dosłownie nim trzęsie. Do tego dodajmy niski głos rapera i mamy świetny track.


Warren G – Regulate (feat. Nate Dogg)

Kocham “Regulate… G funk Era”, naprawdę mógłbym wstawić tutaj dowolny utwór, w końcu zdecydowałem się na tytułowy, świetnie uzupełniony przez Nate Dogga track.


Te-Tris – My-Wy-Gramy

Świetny utwór, bez zbędnego patosu doskonale opisuje tak naprawdę życie. Tekst 10/10 i ten bas na początku, zwłaszcza na dobrych słuchawkach.


Pimp C - I'sa Playa (Feat. Z-Ro, Bun B & Twista)

Uwielbiam ten kawałek, podobnie jak całą twórczość Pimpa jak i UGK. Świetny, letni podkład i doskonałe featuringi.


Kno – Spread Your Wings (ft. Deacon The Villain)

W stanach maksymalnego przgnębienia zdecydowanie nr 1. Kno co za podkłady robi, bowdown dla niego.

Pezet – Gubisz Ostrość

Pewnie spodziewaliście się czegoś z Muzyki Rozrywkowej, jednak nie zawsze mam tamtą płytę „na ipodzie”. Inaczej jest z pojedynczymi utworami Pezeta z poprzednich płyt. „Nie jestem dawno” jest zbyt przygnębiające, „Gubisz ostrość” trochę mniej i zawsze dobre do rozkminek. Noon rozjebał.


Jak widzicie nie ma tutaj żadnego truskulowego pitu pitu. Zwalczam pogląd, że „najlepsze były lata ’90 i chuj”, nie rozumiem takiego stania w miejscu. Rap idzie do przodu i nie można tak się zamykać. Nawet, jeżeli byłbym jakimś wielkim fanatykiem złotej ery, to dałbym jej max połowę listy, zamiast płakać nad tym, że rap się skończył. „Nie jestem z tych co siedzą i płaczą że polski rap się skończył, polski rap się ledwo zaczął” – pod tym również się podpisuję, dlatego znalazło się miejsce również dla polskich wykonawców, uważam, że numery które tutaj wymieniłem mogłyby bez trudu rywalizować z wykonawcami zza wielkiej wody. Nie zmienia to faktu, że jeżeli miałbym wybierać po parę sztuk z jednego wykonawcy, to z polaków ostałby się tylko Mes i to też niekoniecznie.
Continue reading →
17.08.2012

Żyt Toster - Pięć Miejsc Po Przecinku [2012]

22 komentarze

„Jestem znany z tego, że nie zna mnie twoja banda” – nawija gospodarz w jednym z utworów. Fakty są jednak zgoła inne. Obecnie Żyt znany jest z wygrania konkursu na ASów Aptaun oraz z najgorszej ksywki wśród poważniejszych raperów. Jestem przekonany, że przynajmniej ¼ odbiorców zainteresowała się tym przeciętniakiem właśnie przez nią.

Kolejna ćwierć fanbase'u to efekt koleżeńskiej przysługi HuczuHucza, który to od jakiegoś czasu namiętnie spamuje swój fanpage (na którym zostałem zablokowany za pisanie niewygodnych komentarzy, pozdrawiam) informacjami o zbliżającym się albumie suwalskiego rapera.

Przeciętny słuchacz mógłby odnieść wrażenie, że właśnie wychodzi jakaś naprawdę warta zachodu płyta. Odczucie to potęguje fakt, że zamiast wrzucić album normalnie do Internetu i jarać się przyjęciem, postanowiono ograniczyć się do wersji fizycznej oraz odsłuchu na kanale Aptaun. Uważam, że to wylewanie dziecka z kąpielą i jeszcze obróci się przeciwko Żytowi. Niemniej wrażenie ekskluzywności zostało wytworzone i na pewno część osób kupi płytę właśnie z tego powodu.

Zostawmy hejty na promocję i ksywkę, pozwólmy raperowi obronić się rapem, czyli tym, co nie ma prawa szwankować, zwłaszcza przy takiej otoczce. Jak nietrudno zgadnąć i tutaj czeka nas rozczarowanie. Jak normalnie cieszę się z mody na rap, tak w takich przypadkach jestem zwyczajnie wkurwiony. Przychodzi kolejny, niewyróżniający się niczym grajek i będzie (jak sam twierdzi) zmieniał grę. Ciekawe czy zauważył, że 1/3 płyty to diss na samego siebie?

Więc co takiego ma do zaoferowania Żyt Toster w zamian za 50 minut mojego czasu? Przede wszystkim przeciętność do bólu, reprezentowaną przecież już przez paru grajków. Do tego niezłe, klasyczne bity i przeruchane tematy, których nawet nie próbował oryginalnie ugryźć. Przykro mi, ale to wszystko już było. Do tego dodajmy, że momentami flow, akcentowanie i koncepty to Łona wanabe. Numer otwierający album spokojnie można byłoby puścić niezbyt zorientowanemu słuchaczowi jako odrzut Łony z czasów „Nic dziwnego”.

Tutaj pojawia się pytanie, czy ilość gości była czymś zdeterminowana, czy też była działaniem niezamierzonym? Podejrzewam, że po prostu „tak wyszło”, jednak do zatuszowania przeciętności gospodarza zabrakło przynajmniej drugie tyle ksywek na trackliście. Te, które się pojawiły dały radę, ale bez rewelacji. Oczywiście wyłączając z tego PeeRZeta, który bez fajerwerków, ale stanął na wysokości zadania.

Cokolwiek wartego uwagi zaczyna się dopiero pod koniec płyty, chodzi o dwa ostatnie utwory. Jeżeli całość byłaby na takim poziomie, to z pewnością recenzja wyglądałaby znacząco inaczej, a ocenę widniejącą na dole można byłoby przemnożyć przez dwa. A tak mamy przeciętne przeciętniactwo graniczące ze słabizną na klasycznych bitach, czyli polski przepis na sukces. Niestety.

3/10


 P.S. WIĘCEJ O ŻYCIE JUŻ NIEDŁUGO W KOLEJNYM ODCINKU "MŁODYCH KOTÓW"
Continue reading →
16.08.2012

Pezet - Muzyka Rozrywkowa [2007]

15 komentarze

Tym razem w evergreenach trochę mniej kontrowersyjnie, chociaż nie jestem tego w stu procentach pewny. Pierwsza polska, w pełni southowa płyta na naprawdę wysokim poziomie, magnum opus najlepszego rapera w Polsce: Muzyka rozrywkowa.

Na wstępie uprzedzam hejty na moje rzekome psychofaństwo wobec Pezeta – o ile w przypadku „Live in” faktycznie wydałem osąd trochę za szybko, tak tutaj słucham tej płyty od 5 lat i naprawdę naprawdę brak tu słabych punktów.

Przypomnijmy więc genezę „Muzyki rozrywkowej”. Po 2 klasycznych płytach z Noonem, Pezet stał się niemal idolem ludzi zakochanych w takim właśnie rapie. Wszyscy psychofani myśleli, że tak zostanie już na zawsze, jednak raper nie osiadł na laurach i postanowił iść krok dalej. Trzeba przyznać, że był to najlepszy pomysł w jego życiu.

Premiera płyty przeciągała się jakiś czas i mimo, że Pezet wyraźnie zapowiadał, w jakim klimacie będzie utrzymany album, to oczywiście nie uchronił się przed falą oburzenia ze strony zamkniętych głów. To wtedy zaczęły się śmieszne zwroty typu „Pezet skończył się na Poważnej”.

Ogólnie początkowe przyjęcie płyty nie było zbyt dobre, ponieważ w 2007 roku liczba słuchaczy wiedzących, co to south oscylowała w granicach 10%, a pozostali mieli zbyt zamknięte głowy, żeby zgłębić temat. Liczyło się tylko to, że nie ma sampli od Noona i płaczu na trackach.

Starzy fani odeszli, ale przyszli nowi, którzy dbają do dziś o to, aby hajs się zgadzał. To właśnie od Muzyki Rozrywkowej zaczął rosnąć fejm Pezeta w środowiskach małolatek niesłuchających rapu.

Więc co takiego niesamowitego jest w tej produkcji? Przede wszystkim świeżość, potem świeżość i na końcu świeżość. Nawet, jeżeli ktoś wcześniej próbował przeszczepić southowe klimaty na nasz grunt, to efekty nie były tak świetne, jak w przypadku rozrywkowej. Pezetowi naprawdę się to udało.

Warto zaznaczyć, że to właśnie od tej płyty zaczął się progres we flow stołecznego MC. Wcześniej Pezet rapował dobrze i nikt tego nie podważa. Od tej produkcji zaczął iść do przodu, aż do poziomu reprezentowanego obecnie. Dlatego też ta płyta jest taka ważna.

Zdaję sobie sprawę, że seks, dupeczki i picie mają tyle samo fanów, ilu hejterów. Możecie nie doceniać tematyki płyty, ale MUSICIE docenić sposób, w jaki opowiada o tym Pezet. Tak samo ja mogę nie mieć wczuwki na poezje i tego typu pierdoły, ale mogę docenić to, jak składają Bisz, czy też Laik.

Na koniec parę słów o bitach. Nie ukrywam, że brzmienie płyty powinno przyprawiać o orgazm każdego, kto wychylił się spoza truskulowych kręgów chociaż o trochę. Świetne, soczyste, southowe bity są zajebistym podkładkiem dla hedonistycznego rapu gospodarza przez całeg 15 numerów. Tutaj specjalny props należy się dla Szoguna, który wyprodukował 13 z 15 utworów. Dwa dodatkowe podkłady to dzieła Kociołka oraz Korzenia. Należy podkreślić, że odstają one ani o jotę od bitów reprezentanta Szybkiego Szmalu.
 
Podsumowując, Muzyka Rozrywkowa to naprawdę kamień milowy w polskiej hip hopowej muzyce. Tak naprawdę jakiekolwiek próby w kwestii zmiany brzmienia  na szerszą skalę zaczęły się właśnie od tej płyty i chwała jej za to.

10/10





Continue reading →
14.08.2012

Beeres - Analogowy Raz w Cyfrowym Świecie [2011]

9 komentarze

Nie wiem jak to możliwe, bo zazwyczaj chełpię się tym, że znam dobrych raperów zanim stają się fejmowi, jednak ten przypadek zupełnie przegapiłem. Parę osób w komentarzach pisało „Sprawdź Beeresa”. Na początku nie traktowałem tego poważnie, jednak w końcu ściągnąłem i w szoku, że płyta przeszła praktycznie niezauważona.

Pogrzebałem trochę w necie okazuje się, że typ dostał się do jakiegoś wyższego etapu tego śmiesznego konkursu na „ASów” Aptaun Records. Tutaj przyznaję się bez bicia – nie śledziłem, bo uważałem to za przesadę w tym momencie rozwoju wytwórni.

Dotarłem również do informacji, że płyta była objęta patronatem Popkillera i tutaj kolejny hejt na ten marny portal – zamiast promować nowe, naprawdę dobre twarze, to lepiej robić Dioxa artystą tygodnia, w końcu na „Analogowym razie” nie ma takich gorących linijek jak „wyglądasz jak Filemon, a Twoja gadka to kondom”.

Więc czym dokładnie urzekł mnie mixtejp reprezentanta Bielska-Białej? Przede wszystkim lekkością i naturalnością w nawijce. Raperzy, którzy w tym wieku tak dobrze latają po bitach, to prawdziwa rzadkość. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że nawet Mes na demówce Flexxipu z 2002 rapował gorzej, niż gospodarz tego mixtejpu. Do tego jeszcze podśpiewuje, wooooooow.

Tekstowo jest jak to na mixtejpach, jest dość luźno. Jednak niech to nikogo nie zmyli, Beeres nie pisze dla samego pisania aka „Jadę windą sobie, a wokół mnie pisk, rozpiździaj i krzyk”. Pisze luźno, ale z sensem. Porównałbym to do mixtejpów Tetrisa, gdzie treść również była luźna, jednak nie traciła sensu i nie sprowadzała się do „rymu dla rymu”.

Dobór bitów jest naprawdę świetny. Zamiast przeruchanych, truskulowych patentów od DJ Premiera, mamy bity chociażby J. Cole’a, czyli jednego z lepszych amerykańskich raperów nowego pokolenia. Chwalę to jeszcze mocniej kiedy słyszę, że Beeres nie ma żadnego problemu z odnalezieniem się na takich podkładach.

Podsumowując, to polecam tę płytę jak mało co. Świetnie rapujący gospodarz, dobry dobór NOWYCH bitów, do tego bardzo dobre teksty. Świetny wjazd w stronę szerszej publiczności, mam nadzieję, że na nadchodzącej EP-ce tego nie spierdoli.

8/9




Continue reading →
11.08.2012

Wracam

13 komentarze

Od poniedziałku blog oraz twitter będą działały normalnie. Jarajcie się, bo wjeżdżam na pełnej kurwie. Macie do posłuchania dobry singiel jednego z lepszych raperów w podziemiu.
Continue reading →
1.08.2012

BLOG ZAMKNIĘTY DO ODWOŁANIA

43 komentarze

PRZEPRASZAM WSZYSTKICH MOICH CZYTELNIKÓW, JEDNAK KIEDY W KOŃCU WŁĄCZYLI MI INTERNET TO POSYPAŁO MI SIĘ ŻYCIE PRYWATNE I NIE JESTEM W STANIE SKUPIĆ SIĘ NA NAPISANIU CZEGOKOLWIEK.MAM SKOŃCZONE W 90% 4 TEKSTY, JEDNAK ZUPEŁNIE NIE MAM GŁOWY DO TEGO, A NIE CHCE DAWAĆ JAKIEGOŚ ŚCIERWA.

PRAWDOPODOBNY POWRÓT ZA 2-4 TYGODNIE, ALE NIC NIE OBIECUJE. OGÓLNIE TO NIE ŁAMIĘ SIĘ Z BYLE POWODU ALE JEST DOŚĆ POWAŻNIE.

SOUNDTRACK DO TEMATU:






P.S. TEŻ MI PRZYKRO ŻE W MOMENCIE CHWAŁY TO PRZYSZŁO, NIENAWIDZE ŚWIATA
Continue reading →

Kategorie