30.03.2012

Śliwa - Pełen Etat [2012]

12 komentarze

„Xeroboj myśli, że jest niezłym ściemniaczem, można go porównać tylko z obsranym sraczem” – tymi klasycznymi wersami autorstwa Włodiego, pochodzącymi z równie klasycznego „Skandalu” można w zasadzie zakończyć recenzję tej płyty. Jednak napiszę parę zdań więcej, ponieważ nigdzie w sieci nie znalazłem żadnego dłuższego opisu tej chujowizny, a nie chciałbym, żeby ludzie kupowali to w ciemno, a potem kurwili na czym świat stoi. Znam 1000 sposób na lepsze rozdysponowanie 35zł bez grosza, bo aż tyle życzy sobie za swoje „dokonania” najmłodszy raper w RPS Entertainment. Pytam: za co? Za (w najlepszy wypadku) przeciętne (a przez większość albumu słabe) bity? Za kserowanie Peji W KAŻDYM MOŻLIWYM ASPEKCIE RAP-RZEMIOSŁA? No co to do kurwy ma znaczyć, rozumiem, że ktoś się inspiruje jakimś raperem i zdarza mu się brzmieć jak jego idol (beka z idoli – przyp. red.), ale nie w każdym jednym elemencie. Flow – identyczne jak u Peji, akcetowanie – identyczne jak u Peji, składanie wersów – identyczne jak u Peji, szeroko pojęta technika – identyczna jak u Peji, nawet dobór słów to zżynanie z Peji. Myślę, że nie pomyliłbym się zbyt wiele stawiając tezę, że przy puszczeniu tej płyty 10 średnio świadomym słuchaczom, 8 z nich byłoby pewnych, że to jakieś niepublikowane traki Rysia. O takiej oczywistości jak brak własnego pomysłu na tematykę  nawet nie wspominam, z tym, że tutaj akurat Śliwie nie udało się dogonić swojego wzoru i całą płytę pierdoli o niczym konkretnym, a kawałków Peji można jednak posłuchać dla tekstów. Cały krążek jest o tym, że mu się udało i jebać hejterów, gratuluję niezwykle szerokich horyzontów. Za nagrywanie na cudzym patencie kawałków o nazwie „Mój flow” powinien być sąd honorowy i wykluczenie z grona szeroko pojętej sceny. Gospodarz raczy nas także pewnością siebie przebijająca nawet Eisa, potwierdza to bezrefleksyjne zapatrzenie w Ryszarda oraz zupełny brak świadomości tego, co wyprawia.  Należy również wspomnieć o chujowych gościach, co jeden to gorszy, jednak dokonali ważnej rzeczy – zaniżyli poziom i tak chujowej płyty, gratuluję producentowi wykonawczemu. Wygląda na to, że Ryszard chciał tym albumem przejść ze swoją wytwórnią na „Pełen Etat” (Pełny brzmi 10000x lepiej!), a wyszła klapa, której nie spodziewali się nawet psychofani SLU. Nie polecam nikomu.


0,5/5
Continue reading →
28.03.2012

Tede - Mefistotedes / Odkupienie [2012] [cz. 5/5]

3 komentarze
Pomysł Tedego był prosty: dać wszystko, co najlepsze w jego twórczości jednym rzutem i tym samym zdeklasować konkurencję. Jakiś czas temu prowadził na facebooku „badanie rynku” Pt. „Które z moich płyt najbardziej ci się podobały?”. Wyniki były oczywiście do przewidzenia: S.P.O.R.T. oraz Essende Mylffon. Bez względu na pierdolenie krytyków, taka mieszanka naprawdę miała potencjał rozjebania roku w jego pierwszym kwartale. Rozpierdolu nie ma, ale jest bardzo, bardzo dobrze: forma Tedego wyraźnie zwyżkuje, klimat S.P.O.R.T.-u został osiągnięty, w przypadku równania do Essende Mylffona słychać, że Sir Michu to nie Matheo, co jednak wcale nie ubliża bitom autorstwa gdańskiego producenta. Całość przyprawiona mixtejpowym alterego wieprzodiabła, za które tak przecież lubimy Fiodora. Mimo, że bardzo wysoka, to jestem przekonany, iż nie jest to życiowa forma TDF-a. Dodajmy do tego fakt, iż cały pomysł jest sięgnięciem po sprawdzone patenty, a nie nową jakością w (chociażby) rapie Tedeusza. Szkoda, ponieważ w przeciwnym przypadku mielibyśmy szanse na bycie świadkami przełomowego wydarzenia w polskim rapie. Tak jest bardzo, bardzo dobrze, ale jednocześnie mam nadzieję, że najlepsze jeszcze przed Tede, wszak Eminem (zachowując oczywiście proporcje), którego po Relapse niemal wszyscy spisali na straty, nagrał klasyka w wieku 38 lat, czyli można. Ja czekam.
Continue reading →

DJ Tuniziano & DJ Buhh – Droga do odkupienia [2012] [cz. 4/5]

1 komentarze
Na koniec jeszcze rzut okiem na mixtejp Droga do odkupienia, który również trzeba odnotować w tej recenzji, ponieważ jest częścią składową mocnego uderzenia naczelnej postaci WJ. Jak wiadomo, trzecią (jak nie drugą) mocną stroną Tedego, jest jego mixtejpowe alterego, czyli znany i lubiany DJ Buhh. Jego wspólną płytę z DJ Tuniziano na pewno trzeba zaliczyć do udanych, jest to typowy, mixtejpowy materiał: remixy, remake oraz kawałki innych członków WJ. Jak zdążyliśmy się już przyzwyczaić, najsłabszą częścią każdej produkcji, na której się pojawi, jest marny śpiewak Zgrywus, który niestety, jak dowiadujemy się na płycie „Nie zamierza odejść”, co jest poważnym problem, ponieważ jest to najgorszy przydupas ever, a lepiej od niego rapował Noon na pierwszym 2zctery7. Co więcej gościnie pojawia się... Chada, którego nie spodziewał się chyba nikt i który mógłby spokojnie znaleźć się na Mefistotedesie. Tytuł mixtejpu również nie jest przypadkowy – za produkcję większości numerów (poza paroma wyjątkami) odpowiada TDF. Można posłuchać raczej w formie przedsmaku właściwej płyty (a raczej płyt), niż pełnoprawnego materiału, ale nie jest to bynajmniej produkcja na odpierdol. Jedyny minus, to „trochę zabrakło Buhha na Buhhu”.

3,5/5*


*max ocena dla mixtejpów to 4,5
Continue reading →

Tede - Odkupienie [2012] [cz. 3/5]

2 komentarze

Również od jakiegoś czasu w kuluarach można było usłyszeć plotki, iż Tede szykuje płytę w klimacie swojej pierwszej solówki. Ochów i Achów w komentarzach nie było końca, w końcu to „S.P.O.R.T.” jest (nie bez powodu) uznawany za najlepszą płytę TDF-a, do której poziomu zbliżył się Tak naprawdę tylko 2 razy – przy płytach 3H – Hajs, Hajs, Hajs oraz Essende Mylffon, co przy niezliczonej ilości mixtejpów, podwójnych płyt i tym podobnych historii jest umówmy się, miernym wynikiem.

Tymczasem kurwa niespodzianka: udało się, Tede ku uciesze gawiedzi wydał klimatycznie swoisty S.P.O.R.T. 2. Tekstowo jest oczywiście inaczej, niż na protoplaście, jednak mamy dużo tracków w opcji wspominki, dzięki czemu CD klimatem jeszcze bardziej zbliża się do pierwowzoru. Z pewnością przesadą było umieszczenie na trackliście dissu na właściciela portalu z kreską, ale jak wiadomo Fiodor nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił. O tym, że Tede odnalazł zgubione flow pisałem już w pierwszej części recenzji, tutaj odnotuję tylko, że potwierdza dobrą formę i co najważniejsze: rapuje jak w 2001. Dlaczego jest to takie ważne? Ponieważ wiele osób obawiało się, że będzie to Tede z 2012 na bitach z 2001, jednak nic takiego nie ma miejsca. Do tego bity, w kwestii których Tedzik jest dla mnie po prostu fenomenem. Niby nic specjalnego, niby, jak sam podkreśla „jest tylko rzemieślnikiem”, a jednak: kiedy słyszymy produkcję TDF-a, to od razu rozpoznamy, kto jest jej autorem. Jest to klimat, którego nie da się pomylić z nikim innym. Jest to o tyle dziwne, że przecież przez tyle lat (poza ostatnią płytą WFD, która notabene zaostrzyła apetyt na podkłady od niego) Tede nie parał się bitmejkingiem i stawiał raczej na rapping, tymczasem tutaj na luzie wyprodukował równą, spójną brzmieniowo i klimatyczne płytę bez słabych punktów. Niesmak pozostawia tylko fakt, że jak widać: jak Jacek chce, to może, a jednak przez większość kariery woli odcinać kupony i wydawać w najlepszym wypadku przeciętne płyty.

Okazuje się, że reklamowanie tego krążka jako autorstwa nie Tedego, a TDF-a nie jest bynajmniej czczym gadaniem, a szczerą prawdą, dla której świadectwem jest całe 51 minut muzyki na nim zawartej. Starszym słuchaczom na pewno ciężko będzie obiektywnie ocenić walory tej płyty, ponieważ chcąc nie chcąc sentymentalnie wraca się do czasów S.P.O.R.T.-u, dla takich osób z pewnością ta płyta jako coś, na co czekali od lat będzie prywatnym klasykiem. Ja odejmuję pół oceny za niepotrzebny diss na portal z kreską i zbytnią megalomanię.

4,5/5
Continue reading →

Tede - Mefistotedes [2012] [cz. 2/5]

6 komentarze


Już od jakiegoś czasu można było spodziewać się, że będzie to płyta w stylu Essende, zapowiadały to single, zapowiadał TEDE SWOIM CAPSLOCKOWYM STYLEM na facebooku, mówiąc m.in., że będziemy mieli do czynienia z płytą Rick Rossową, na co nie ukrywam - mocno liczyłem i nie zawiodłem się. Mefistotedes to bardzo dobra, równa produkcja. Na płycie uświadczymy wzorowego intra, które nie dość, że robi spore wrażenie, to naprawdę zachęca do poświęcenia godziny w celu sprawdzenia, co tym razem wymyślił warszawiak. Kto zdecyduje się na zostanie z duetem odpowiedzialnym za płytę na pewno tego wyboru nie pożałuje. Później praktycznie jest tylko lepiej. Utwory takie jak: Syn marnotrawny, Jestem z Polski, Wkurwiony i bezczelny, Radio Varsavia, Ile dasz za lajk? Mogłyby z powodzeniem figurować w słowniku jako praktyczne przykłady słowa „sztos”, świetne, bengerowe bity od Sir Micha (kto by pomyślał?!) w połączeniu z nawijką gospodarza (który odnalazł flow – kto by pomyślał?!) dają naprawdę wyborny efekt końcowy.  Pozostałe utwory również trzymają wysoki poziom, łącznie z pop-punkową wisienką na torcie, czyli „Amerikan paj party”, gdzie stworzono klimat niespotykany do tej pory na polskich rap-produkcjach.
            Płyta nr 1 bardzo udała się Tadeuszowi, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jest lepsza od swojego pierwowzoru, czyli Essende Mylffona, jednak na weryfikację tej tezy przyjdzie czas za jakiś rok-dwa. Na świeżo jestem tą płytą naprawdę zaskoczony, nie daję pełnej 5, ponieważ jednak jest to tylko sięgnięcie po sprawdzone rozwiązania, a nie zupełnie nowa jakość + parę słabych refrenów.

4,5/5
Continue reading →

Tede - Mefistotedes / Odkupienie [2012] [cz. 1/5]

1 komentarze
Niemożliwe stało się możliwe. Jac-G, od zawsze znany z pogardy dla opinii hejterów (i innych), oraz „robiący swoje”, choćby nie miało to żadnego sensu (Notes 3D) wziął sobie do serca opinie tychże (a raczej normalnych słuchaczy) i postanowił zrobić sobie lekką przerwę od nagrywania. Lekką, bo jakby nie patrzeć po drodze były jakieś chujowe projekty ze Zgrywusem, które pukały w dno od spodu, oraz upadek legendy WFD, ale stricte solowych materiałów nie uświadczyliśmy. Ku zdziwieniu sceptyków „Tede skończył się na sporcie”, jak i fanów, którzy otwarcie mówili o dukaniu na ostatnich płytach, przerwa ta spowodowała renesans w rapie TDF-a. Renesans, który widać od początku do końca materiału i którego poziomu nie mąci nawet duża ilość utworów, co wcześniej u Tedego było niemal nagminne (Fuck Tede, Note2). Co takiego zrobił wieprzodiabeł możecie przeczytać (bądź też hejtować bez czytania) w kolejnych częściach recenzji.
Continue reading →
20.03.2012

Laikike1/Młodzik - Milczmen Screamdustry [2012]

40 komentarze



Z czego był znany laik wcześniej? Chujowego flow, a raczej jego braku, tekstów ocierających się o grafomanię i fejmu na ślizgu. No właśnie, dlaczego tylko na ślizgu? Laik nie przebił się do szerszego grona odbiorców z prostego powodu – był chujowym grajkiem, a wielka estyma, jaką cieszył się na forum wynikała tylko i wyłącznie z „zajebistych” tekstów, gdzie 90% osób je propsujących podsumował już kiedyś mes:

jeden wers, dłuto dla krytyków
Jeszcze jeden to młot by pozbyli się nawyków
nie rozumieją więc chwalą, co za farsa

Przejdźmy jednak do meritum, czyli milczmena, o którym opinie w tonie „rozjebie scenę” „zdefiniuje polski rap na nowo” słyszę od 3/4 lat. Zawsze reagowałem na nie uśmiechem politowania, bądź panczami przemieszanymi z wyśmiewaniem lewackich poglądów oponenta. Kto ma rozjebać? Ten typ, który nagrywa kawałki bez flow? Przecież pierwsza wersja „folwarku zwierzęcego” to jest taka bieda pod względem nawijki, że nie idzie tego przesłuchać do końca. Jak już w jakimś numerze flow zostało znalezione to naczelny poeta polskiego rap-światku raczył nas tekstami, które również już kiedyś opisał również mistrz mes:

„Czy to jeszcze nielot, czy już odlot?”

Na tym LP laikowi udało się (o dziwo) te głupie nawyki częściowo okiełznać. Właśnie, tylko częściowo, miejscami styl pisania jest już znośny nawet dla kogoś, kto wcześniej (delikatnie mówiąc) nie zasłuchiwał się w jego utworach, jednak miejscami usłyszymy bardzo poważne pozostałości po wcześniejszych jazdach autora, co w dość dużym stopniu utrudnia odbiór płyty. Kumulacja ekspresyjnego stylu, trwająca od „folwarku zwierzęcego” do „da bad man riddim”, który to autor (chwilami nieudolnie) próbuje przekazać swoim słabym flow męczy bardziej niż TDF na ostatnich płytach. Oczywiście jest to wkurwiające i tylko dla fanów. Sam lubię emocje w rapie, ale jeszcze trzeba umieć umiejętnie wplatać je w teksty, tutaj autor ma z tym ewidentne braki. Do tego dochodzi stos niepotrzebnych i niespełniających żadnej funkcji poza męczeniem ucha anglicyzmów za 2zł. W ogólnym rozrachunku nie jest jednak aż tak źle, po przesłuchaniu niektórych utworów pojawia się apetyt na więcej, dlatego tak ubolewam nad brakami, ponieważ słuchanie płyty przypomina podróż po sinusoidzie: najpierw zachwyt: „dajcie mi więcej jego kawałków”, potem rozczarowanie: „co kurwa, ja chciałem słuchać więcej jego kawałków? Skip”. Jest to największa bolączka płyty.

Flow zasługuje na oddzielny akapit, ponieważ wokół niego narosło na ślizgu (za)dużo mitów i legend. Do annałów pierdolenia bzdur na tym forum wejdzie na pewno autor stwierdzenia:
„Mówicie, że Laik się poskładał na bicie, po 1 przesłuchaniu też tak mówiłem, po 50 jaram się w opór.”
Poza tym liczby spustów nad trylogią Level UPów nie liczę, chociaż tak naprawdę tylko jeden kawałek z tej trójki wart był wspomnienia (dwójka), reszta równie dobrze mogła nie opuszczać dysku twardego. Tutaj Laik jest już bliski utrzymania flow, które znalazł, co jednak nie jest jakimś wielkim plusem – jego poziom jest bardzo mierny, zdarza się wypadać z bitu i takie tam historie, co oczywiście zasługuje na potępienie. Dla zobrazowania problemu sporządziłem wykres:


 
I dla porównania wykres flow u mesa:



Także, jak widać, różnica jest spora, jednak już przywykłem do tego, że dobre teksty to w 95% chujowe flow i na odwrót, niestety. Takie problemy, w braku proporcjonalności poziomu flow i tekstów opisał dobrze (znowu) mes:

Trema – większa niż artysty, co teksty ma Pulp Fiction,
Bo ma odlot pierwszą klasą,

a flow daleko w tyle gdzieś pedałuje na rikszy.”

Jakby o laiku pisał, kto wie, może zasłuchiwał się w trakcie pisania w pierwszej wersji folwarku zwierzęcego, albo czegoś z bybzi.

O bitach będzie tylko krótkie wspomnienie – klimatyczne produkcje tworzą dobre tło dla stylu laika, jednak nic w nich nadzwyczajnego, w 2006 młodzik był dobrym producentem, teraz jest przeciętnym. Na forum bywają lepsi. Ulokowałbym go w kategorii „rzemieślnicy”, co ma się nijak do wyróżniającej się na tle sceny oryginalności rapera na nich się poruszającego. Dla mnie jest to mały minus.

Podsumowując, płyta na pewno jest warta sprawdzenia i odnotowania w końcoworocznych podsumowań. Mimo licznych niedostatków, czy to we flow, czy w tekstach, czy w najprostszych na świecie bitach, jednak dalej pozostaje świeża i oryginalna, jak na polską scenę, a te dwie cechy przekładam zawsze nad zwyczajną solidność, którą można wypracować nie mając żadnego pomysłu na siebie (patrz recenzja płyt Winiego). Czekam na kolejną płytę.

3,5/5
Continue reading →
19.03.2012

Gedz - Ręka na pulsie EP [2012]

3 komentarze


WRESZCIE wyszedł jakiś dłuższy materiał IMO najbardziej perspektywicznego rapera młodego (?) pokolenia. Żaden tam HuczuŁak czy inny Bonson Kapliński – to właśnie Gedz ma największe możliwości, które niestety, ale nie przekładają się na największy fejm – jak wiadomo gimnazjalistki wolą zaprosić chłopaka na blanta seks i blanta niż mieć dosyć oglądania S klas z Punto (którego i tak nie posiadają), jednak raper, którym inspirował się Gedz, również miał ten problem. EPka jest rzekomo przedsmakiem przed długogrającą płytą od reprezentanta aktualnie Gdańska, a wcześniej jakichś innych miejscowości (nie wiem jakich). Jednak nawet w kategoriach przedsmaku jest to zawód na całej linii. Teksty są zwykłe, nie porywają, nic nie wbija się w głowę, ani na plus, ani na minus, a jak wiadomo przeciętność nie jest cnotą. Podczas słuchania płyty odczujemy także zatrzęsienie gości-kolegów-z-którymi-pijam-na ławce, AKA jestem łakiem fest, ale i tak wpierdalam się na profesjonalne, albo chociaż quasi-profesjonalne płyty. Bity są raz lepsze, raz gorsze, nie liczymy oczywiście zajebistego z Gucci Gucci, który niestety albo stety jest podpierdolony od Kreayshawn, także jest poza konkurencją. Liczyłem na petardy od Hensona, jednak jak widać, sam nie jest wstanie stworzyć zajebistego podkładu. Największym problemem jest jednak nawijka Gedza, który sam nie wie kim chce się inspirować. Był Lil' Wayne, teraz brzmi jak Tede (WTF?!?!?!?!), akurat wieprz to ostatnia inspiracja, której spodziewałbym się u Gedza. Wierzę, że wyszło to przez czysty przypadek, a tracki-odrzuty zwyczajnie „tak się ułożyły” w chujową płytę. Czekam na LP.

2,5/5 -0,5 za gości = 2/5

Continue reading →
16.03.2012

Pono - Wizjoner [2012]

8 komentarze

            Nowa płyta Pona była zapowiadana jako powrót do korzeni, jednak, jak nietrudno było się domyślić, słuchając ostatnich „dokonań” członka ZIP składu oczywiście wyszedł z tego wielki chuj. Wprawdzie syn Alka przysiadł na tekstami trochę dłużej, aniżeli miało to miejsce w przypadku TPWC 3, jednak nadal jest to poziom niewiele wyżej niż dno. Pizgające po uszach czasowniki są nie do zniesienia, efektem czego jest potrzeba aż 3 osobnych podejść do przesłuchania całości. Zdzierżenie takiego stężenia wacktowatości, które podbija zresztą te parę featów, z których też jeden jest gorszy od drugiego (nota bene z pewnością jest to powód niewyszczególnienia ich na trackliście) przy jednym, ciągłym odsłuchu, jest po prostu niemożliwe. Teksty to też zwykłe pitu pitu, przekaz, bla bla bla, czuj się wolny, bla bla, wątpie, żeby ktokolwiek chciał tego słuchać. Bity autorstwa 7thswordsmana oraz Piotra Skotnickiego są w miarę dobre. Tylko dobre na tle całej sceny, aż dobre na tle chujowego rapera, nawiązują do poprzednich solówek, na szczęście obyło się bez elektronicznych eksperymentów rodem z TPWC 3. Warto odnotować również, że do pracy nad stroną muzyczną użyto żywych instrumentów Całość prezentuje się mizernie, Pono chyba zapomniał, że to już nie 2002 i wypadałoby zrobić jakiś progres, jedyny plus płyty to jakieś naleciałości klimatu, którego jak widać nie udało się całkowicie zniszczyć, mimo usilnych wysiłków gospodarza. Poza tym zero.

1/5

Continue reading →
12.03.2012

VNM - Etenszyn: Drimz Kamyn Tru [2012]

24 komentarze


Jest i nowa płyta vnma. Wielu czekało, pompowanie balonika dawno przekroczyło granicę jakiejkolwiek przyzwoitości, target powiększył się bez mała 2 krotnie, sam venom również twierdził, że ta płyta rozjebie i nie ma bata bla bla bla standardowe gadanie większości raperów. Co z tego wyszło?

Przede wszystkim płyta nie jest w stylu VNMa. Mówię tutaj o solowym VNMie, bo ten z 834 jest chujowy i asłuchalny, a jak ktoś nie zna jego dokonań przed NSPC to niczego nie stracił i niech zamiast tego przesłucha sobie np. szybki szmal mixtape 2005 bo to mało osób zna a wpierdala VNMa dupą (tę płytę o której piszę też). Jak wiadomo zawsze propsuję eksperymenty, jednak pod warunkiem, że pasują do wykonawcy (np. mes, pezet). Nowa droga venoma NIE PASUJE DO NIEGO I JUŻ. Oczywiście, flow jest poprawione i bardzo dobre, nawet w wolniejszych kawałkach, ale do tego V przyzwyczajał już od jakiegoś czasu, jednakże teksty są w najlepszym przypadku przeciętne, a zazwyczaj są po prostu kiepskie. V zdecydowanie bardziej pasuje do konwencji „i zabiorę cię na loda, nie kawę i kino” niż jakimś pierdoleniu o chujowej miłości, czy że nie ma ochoty melanżować (parę wersów tak, cały kawałek NIE). Nie mówię, że nie lubię słuchać takich utworów, ale VNM do tego zwyczajnie NIE PASUJE. Tym, że pezet ustawił opis z mojego kawałka na gg nie wiem, czy podniecałbym się w gimnazjum, jak widać główny bohater płyty zatrzymał się właśnie na tym poziomie.

Na pewno trzeba wspomnieć o zajebistych bitach, które tak naprawdę ratują płytę, bo jakbym usłyszał to chujowe zawodzenie na chujowym bicie to nie przesłuchałbym płyty do końca. I właśnie, zawodzenie, co trzeba mieć w głowie, żeby wiedzieć, że nie umie się śpiewać, a i tak to robić? Jak ma takie ciągoty to proponuję zestaw karaoke i drzeć ryja w domu, a nie psuć płytę, za którą jeszcze liczy sobie gruby hajs. Poza tym śpiewaniem za 2zł standardowo refreny jak to u venoma są ultra słabe. Warto odnotować fakt, że jęczenie wzięło się z kserowania j. cole x drake, które aż kłuje w uszy. Rozumiem jakieś tam inspiracje (dobrym przykładem jest tutaj płyta Soboty), ale nie ksero niemal 1:1, i jeszcze BEZCZELNE przyznawanie się do tego. Drake’a i j. cole’a słychać wszędzie: od refrenów przez flow, zwrotki aż do bitów, dlatego nie dodawałem tej uwagi przy każdym z tych elementów.


VNM uparcie twierdzi, że teraz ta płyta nie zostanie należycie doceniona, ale ZA PARE LAT TO WSZYSCY BĘDĄ SIĘ PODNIECAĆ JAK EISEM. Tutaj powstanie pytanie, czy jest tak głupi i sam w to wierzy, czy też ma w CV pracę akwizytora i wciskanie ludziom kitu weszło mu w krew do tego stopnia, że kłamie o tym wydawnictwie niemal w każdej możliwej wypowiedzi. Ukoronowaniem tego cyrku był rzecz jasna wywiad dla popkillera gdzie VNM przeszedł sam siebie w kwestii pierdolenia głupot o E:DKT (ale tylko to, tak poza tym to wydaje się spoko ziomkiem z którym zbiłoby się piątkę). Cała ta szopka odpowiada (niestety) większej części słuchaczy, czyli gimbusów zapatrzonych w raperów jak w bogów, co dobitnie widać na facebooku. Szkoda tylko, że V również popłynął w tym chujowym kierunku, ciekawe tylko, czy tak udaje, czy naprawdę w to wierzy? Czytając jego fanpage skłaniam się ku drugiej wersji. Czekam na kolejną płytę, może wreszcie nagra coś na miarę swoich możliwości. Na razie jest to krok w przód i 2 w tył.

3,5/5 – 0,5 za chujowe zawodzenie = 3/5.
Continue reading →

Prolog

8 komentarze

No i stało się, zrobiłem se bloga. Całe życie zapierałem się, że nie otrę się o tematykę blogową, jeżeli już, to w kwestiach politycznych, a jednak. Blog jest oczywiście zamiennikiem forum, bo gdzieś chciałbym pisać swoje opinie, a nie tylko beznamiętnie zaznaczać kolejne gwiazdki na rateyourmusic.

Blog powstał z powodu niesłusznego bana (3 warny za nic) na ślizgu. W ogóle to, co się wyrabia na tamtym forum przechodzi wszelkie pojęcie, no, ale co poradzić, jak administratorzy mają wyjebane i szefują tylko i wyłącznie z sentymentu i BO TO ONI URATOWALI ŚLIZG W 2007 i wybierają randomowych userów na moderatorów to trudno, żeby to się jakoś trzymało. I tak przez te prawie 3 lata mojego forumingu dużo się tam zmieniło, wiele kompetentnych osób przestało pisać zupełnie, część pisze o wiele rzadziej, część została zbanowana za obiektywne stwierdzenie, że ktoś ma brzydką jape, część pisze już tylko w offtopie, jakaś tam garstka została w zagranicznym, gdzie nie udzielałem się jakoś full, ponieważ uważam, że mam jeszcze za małą wiedzę. Obecnie w dziale o polskim rapie i tak nie ma praktycznie z kim dyskutować, poza paroma wyjątkami, no, ale czego wymagać od ludzi, którzy piszą, że „niewiadomo > cała dyskografia pezeta” albo, że „po 100 przesłuchaniu już wcale nie uważam, żeby laik poskładał się na tym bicie”.

Tutaj będę pisał głównie o polskim rapie, nie, dlatego, że nie słucham zagranicznego, tylko, dlatego, że nie czuję się jeszcze w pełni z niego wyedukowany.

Data rozpoczęcia blogowania - 12 marca nie jest przypadkowa. Od razu chciałem odciąć się od pierdolenia typu "nie może pisać na ślizgu to założył sobie bloga". Dziś zjeżdżam z bana, więc pudło.
Continue reading →

Kategorie